Ten rozdział dedykuje Paulinie Patrycji za to że czyta moje opowiadanie i wczoraj mi przypomniała!
Miłego czytania!
Rozdział 9
Edmund
Po jakimś czasie
wróciła mama a za nią Alexa… Wyglądała cudownie. Miała na sobie błękitną,
letnią sukienkę mojej mamy która odsłaniała jej zgrabne nogi, biały, koronkowy
sweterek i balerinki. Paseczek od sukienki idealnie podkreślał jej talie a
sweterek dodawał jej niewinności. Włosy miała rozpuszczone tak że jej długa
grzywka zasłoniła lekko jedno oko.
Miałem wrażenie
że przede mną stoi Anioł. Brakowało jej tylko skrzydeł bo ten anielski blask już
można było dojrzeć spośród jej włosów.
- Wow. – tyle udało mi się wykrztusić. Mama zachichotała z
mojej reakcji.
- Tylko się nie zakochaj. – powiedziała.
- Chyba za późno. – szepnąłem do niej. Wybuchła śmiechem
ale gdy zrozumiała że jestem całkowicie poważny uspokoiła się. Zerkała to na
mnie to na Alex ale nie odezwała się.
- Kiedy wróci tata? – zapytała Domi przerywając trochę
niezręczną ciszę.
- Zaraz powinien być, muszę zrobić obiad. Ktoś mi pomoże?
– zapytała patrząc z uśmiechem na moją siostrę.
J
Po chwili zaproponowałem
Alex żebyśmy poszli do altanki. Zgodziła się ochoczo.
- Chciałbym coś ci powiedzieć zanim… - przerwałem słysząc
jak samochód mojego ojca parkuje na podjeździe – Zanim on przyjedzie. –
wymamrotałem wstając – Niestety muszę iść do ojca.
Odszedłem zostawiając ją na ławce w otoczeniu
pięknych, białych róż. Uśmiechnąłem się na ten widok.
Była Aniołem.
Moim Aniołem.
J
- Tak, tato! Rozumiem! – powtarzałem po raz któryś. Ale on
oczywiście mnie nie zamierzał słuchać! Przecież to Gideon de Villiers, zawsze
ma racje!
Zirytowany
wyrzuciłem ręce w górę kiedy znów zaczął swój monolog. Po prostu odwróciłem się
na pięcie i wyszedłem trzaskając drzwiami. Udałem się do mojego pokoju.
Tuż przed
otwarciem drzwi poczułem mdłości.
- O nie, tylko nie to. – wymamrotałem wbiegając do pokoju.
Nawet nie
zwróciłem uwagi na to że ktoś jest w pokoju. Od razu rzuciłem się do szkatułki
ukrytej w szufladzie biurka. Nie była ona jakąś zdobioną szkatułką, była
zwykła, drewniana. Szybko wyjąłem z niej kamień i pomyślałem o roku 1959.
Ostatnie co
pamiętam to dotyk na ramieniu, fioletowe światło i ból w czaszce.
Gwendylon
- Edmund! Chodź tu natychmiast! Obiad już na stole! - krzyczałam już od kilku minut a mojego syna
nigdzie nie było – Edmundzie de Villiers! Masz natychmiast zejść na dół albo
pożałujesz!
- Nie krzycz tak. – wymamrotał Gideon obejmując mnie –
Jestem pewny że słyszy.
- Idź po niego. – rozkazałam.
- Już dobrze, dobrze. Tylko się nie denerwuj! – wbiegł po
schodach.
Po chwili wrócił
trzymając coś w dłoni. Po zaciśniętych ustach i zmrużonych oczach poznałam że
jest zdenerwowany.
- Co się stało? Gdzie Edmund? – zapytałam pochodząc do
niego.
- W przeszłości. – odpowiedział beznamiętnie.
- Co? Przecież zakazaliśmy mu używania kamienia w domu. –
sprzeciwiłam się.
- Najwyraźniej nie posłuchał. – wymamrotał patrząc na
szkatułkę – Martwi mnie inna rzecz, gdzie jest Alexa?
Edmund
Ocknąłem się
czując potworny ból głowy i ciepłe ciało leżące na moich plecach. Delikatnie poruszyłem
się i odwróciłem głowę. Zobaczyłem burzę białych loków i usłyszałem
pojękiwanie.
- Nic ci nie jest? – spytałam e po chwili delikatnie
obracając ciało.
Odpowiedziała mi
cisza, najwyraźniej Alex była nie przytomna. Zalała mnie fala strachu… Strachu
przed tym że już nigdy się nie obudzi.
Jeszcze kawałek
się przesunąłem aż leżała poprawnie w moich ramionach. Pocałowałem ją jeszcze w
czoło i położyłem na mchu niedaleko. Wstałem łapiąc się za głowę. Nie wyczułem
ani siniaka ani żadnej rany więc lekko się uspokoiłem. Rozejrzałem się dookoła
za kamieniem, bez niego nie wrócę do domu.
- Chociaż może i tak nie wrócę. – mruknąłem do nikogo
specjalnego.
Popatrzyłem na
Alex leżącą niedaleko. Bez niej nie mogłem wrócić, choćbym musiał tu spędzi
życie. I w tym momencie mój mózg zalały pytania: Czy nic jej się nie stało? Czy
nie jej nie będzie jeśli przeniesiemy się z powrotem? Jak to zrobić?
Niestety na
większość z tych pytań nie znałem odpowiedzi.
NARRACJA TRZECIOOSOBOWA
Całkowicie
nieświadomy Edmund spokojnie szukał kamienia gdy jego sylwetkę obserwowało
kilku ludzi… no może nie do końca ludzi.
- Co z nimi robimy? – zapytał ciemnowłosy chłopak, na oko
miał piętnaście lat.
- Musimy powiadomić wodza. – odezwał się trochę starszy od
niego chłopak. Byli bardo podobni, najwyraźniej bracia.
- Powiemy mu ale najpierw zajmijmy się polowaniem, w końcu
po to tu przyszliśmy. – zdecydował najstarszy. Jego blond włosy spadły na oczy
kiedy odwrócił się i ruszył przed siebie z dumnie uniesioną głową. Był to syn
wodza.
---------------------------------
No i jak? Jest trochę dłuższy niż zazwyczaj ale tylko trochę.
Pierwszy raz (na tym blogu) napisałam narracje trzecioosobową. Jak się podoba? Myślę że już więcej nie będzie ale może... Zobaczę jak mi to wyjdzie.
Nie wiem kiedy będzie następny rozdział, może się tak zdarzyć że za miesiąc więc nic nie gwarantuje.
Teraz jestem zabiegana z powodu początku roku i mam do zrobienia kilka rzeczy a chcę jeszcze skorzystać z ostatnich dni wakacji...
Nie wiem co tu jeszcze napisać...
Chyba już wszystko.
Wika