sobota, 26 września 2015

Epilog i koniec.

OMG!! OMG!! Nie wierzę! Dostałam zastrzyku weny i napisałam cały epilog!
Jest to chyba najdłuższy rozdział na tym blogu i mój najdłuższy Epilog!
Pozostaje wam tylko czytać!

Miłego czytania!!

Epilog
Alex

   Miną już miesiąc od tamtych „normalnych” dni. Chodzimy z Edmundem normalnie do szkoły. Po krótkim czasie od naszego pierwszego spotkania przekonał mnie że nie warto ukrywać swojej osobowości. Dlatego teraz jadę na rowerze do szkoły.
   Mam na sobie krótkie spodenki, luźną, lekko prześwitującą bluzkę z krótkim rękawem i, jak zwykle, białe trampki. Włosy mam przewiązane z przodu bandanką, dzięki czemu nie wpadają mi do oczu. Poprawiłam swoje przeciwsłoneczne okulary jadąc dalej.
   Skręciłam w ulice prowadzącą do szkoły i przestałam kręcić pedałami. Uwielbiałam przymykać oczy i czuć ten wiatr we włosach. Po chwili jednak musiałam otworzyć oczy bo wjechałam na parking szkolny. Przypięłam swój miętowy rower do stojaka i usiadłam na murku niedaleko. Byłam prawie półgodziny przed zajęciami ale nie martwiłam się tym. Wyjęłam książkę Cassandry Clare, mój nowy nabytek i zaczęłam czytać.
   Po jakimś czasie usłyszałam jak jedna z dziewczyn piszczy, od razu wiedziałam co to znaczy. Jakiś przystojniak przyjechał do szkoły.
   Zamknęłam książkę i schowałam ją do torby. Wstałam z zamiarem udania się do szkoły zanim zbiegnie się na parking tłum fanek. Ale coś przykuło moją uwagę.
   Motor. Bardzo znajomy motor. Dokładnie taki sam jaki oglądałam w piątek z Edmundem.
   Podeszłam kawałek bliżej i akurat wtedy kierowca tego cuda zdejmował kask. O MÓJ BOŻE.
   Edmund wyglądał jeszcze lepiej nić dwa dni temu (tak, aż tyle się nie widzieliśmy). Jego włosy sterczały we wszystkie strony a zielone oczy połyskiwały gdy zwrócił na mnie uwagę. Wziął, oczywiście czarny, plecak i ruszył w moją stronę. Większość dziewczyn jęknęła gdy zobaczyły kto to jest, wiedziały że Edi jest już zajęty.
   Uśmiechnęłam się Kidy złapał moją twarz w dłonie i delikatnie pocałował mnie w usta. Nie oczekiwał rewanżu, wiedziała to, ale nie mogłam się oprzeć i wpiłam się w jego usta zarzucając mu ręce na kark. Po chwili musieliśmy się odsunąć od siebie by nabrać powietrza, jedna dalej ciężko dyszeliśmy.
- Cześć, wilczku. – wyszeptał. Tylko on miał prawo mnie tak nazywać i jak na razie było to jego ulubione przezwisko.
- Hej, podróżniku. – nikt inny go tak nie nazywał i nie wiedział o co chodzi. To były takie nasze,  tylko nasze, przezwiska.
- Zabiorę cię później w jedno bardzo miłe miejsce. Wynagrodzę ci weekend. – powiedział. Rzeczywiście, w każdy weekend gdzieś razem wychodziliśmy ale teraz musiał coś załatwić.
- Wiesz, że nie… - nie dał mi dokończyć kolejnym pocałunkiem.
- Ale chce. – odpowiedział.
   Objął mnie i poprowadził w stronę szkoły zabierając moją torbę, zawsze tak robił.

J

   Już od kilku minut siedzieliśmy na kocu nad urwiskiem. Widok niezapomniany ale ja miałam lepszy. Edi siedział zaraz za mną a ja opierałam się o jego tors.
- Wiesz co? – zaczęłam mruknął coś sunąc po mojej szyi nosem, co mnie nadzwyczajnie rozpraszało – Lubię cię, bardzo. – niby już jesteśmy ze sobą dłuższy czas ale nigdy mu tego nie powiedziałam.
- Mmm… - znów tylko mruknął. Odwróciłam się do niego zdezorientowana. Tylko tyle? Nie powinien teraz powiedzieć czegoś  stylu: „Ja ciebie też.”? – Co? – zapytał zaskoczony.
- Nic… - mruknęłam wracając do poprzedniej pozycji, on jednak nie odpuścił.
- Co się stało? – nie odpowiedziałam – Powiedz mi. – poprosił.
- Ja… znaczy… chodzi o to że nie wiem czy ty mnie nawet lubisz. – wyszeptałam.
- Och… - tylko tyle.
- Wiem że… ja nie jestem tą która… - gwałtownie mi przerwał przewracając mnie na koc.
- Nigdy nie mów że nie jesteś dla mnie, nie zniosę tego. – powiedział przytrzymując moje nadgarstki nad głową – Nie lubię cię, to prawda.
   W tym momęcie moje serce złamało się na pół. Jak najszybciej wyszarpnęłam mu się i pobiegłam w stronę lasu. Po chwili obraz zaczął mi się zamazywać a pod nogami nagle wyrósł korzeń. Oczywiście musiałam się przewrócić i upaść na jakiś ostry kamyk który rozorał mi kolano.
- Alex! Alexa! Wilczku! – słyszałam jego wołanie ale moje serce jeszcze bardziej od tego bolało.
   Zaszlochałam chowając twarz w dłonie i kuląc się po drzewem. Chyba znalazł mnie po dźwięku ale wiem że po chwili znajdowałam się w bezpiecznych ramionach, jednak moja świadomość dalej mówiła że on nawet mnie nie lubi. Zaczęłam się wyrywać.
- Spokojnie. – syknął mocniej mnie obejmując, teraz zaczynam się już bać - Nie mogę powiedzieć że cię lubię… bo ja cię kocham. Nie wiem czy to głupie zauroczenie czy prawdziwa miłość ale wiem że bez ciebie sobie nie poradzę. – powiedział łamiącym się tonem -  Nie chciałem żeby to tak wyszło. – wyszeptał.
   I nagle wszystko zrozumiałam. Zachowałam się jak idiotka. O Boże! Jestem najbardziej popieprzoną dziewczyną na świecie!
- Ja też przepraszam, zachowałam się jak… - przyłożył palec do moich ust.
- Nie obrażaj najmądrzejszej i najładniejszej dziewczyny na świecie. – szepnął z uśmiechem, o jego humor już się poprawił – Chodź, musimy to przemyć.
   Zupełnie zapomniałam o piekącej ranie na kolanie! Edmund wziął mnie w stylu panny młodej i zaniósł do naszego „obozowiska”.

J

   Kilka miesięcy później, w weekend, postanowiłam odwiedzić państwa de Villiers i ich dzieci. Wprawdzie z Edim byłam umówiona na następny dzień ale już za nim tęskniłam.
   Zeszłam z roweru i wprowadziłam go przez furtkę. Zostawiłam go w tym samym miejscu co zawsze i udałam się  do drzwi. Po chwili zatrzymał mnie głos pani domu dochodzący z ogrodu:
- Te krzewy musisz posadzić pod płotem! Musisz najpierw wykopać tam dołki, Edi.
   Już wiedziałam gdzie szukać. Swoje kroki skierowałam do altanki niedaleko. Po drodze mijałam przeróżne kwiaty, jedne bardziej kolorowe, inne mniej. Gwendylon siedziała na ławce pod daszkiem i obserwowała zmagania swojego syna z łopatą.
- Alexa! – krzyknęła kiedy mnie zauważyła – Przepraszam że do ciebie nie wstanę… ale trochę mi ciężko. – wskazała z uśmiechem na swój, pokaźnych rozmiarów, brzuch.
- Nic nie szkodzi. – z uśmiechem skierowałam się w jej stronę. Przytuliłam ją delikatnie.
- Edmund jest tam, kochanie. – wskazała na chłopaka całego umorusanego ziemią, ale on jakby się tym nie przejmował i uśmiechał do mnie jak wariat. Podbiegłam do niego i wskoczyłam w jego ramiona.
- Wilczku, ja od rana babram się w ziemi, nie wiem czy mój kręgosłup przeżyje jeśli będziesz na mnie wisiała. – stękną an co od razu zeszłam z jego bioder i dałam powitalnego buziaka.
- Tęskniłam. – szepnęłam.
- Od wczoraj? – zaśmiał się ale po chwili dodał poważniej – Ja też. – złączył nasze usta.

J

   Już od godziny pomagam Edmundowi w ogrodzie, jego mama nadzoruje czy wszystko robimy tak ja ma być.
- Już jestem! – przerwał nam głos Gideona, naprawdę okazał się bardzo fajnym ojcem, trochę zastępował mi mojego.
- Tutaj! – krzyknęła Gwen podnosząc się. Nagle zgięła się wpół i syknęła z bólu.
   Wszyscy rzuciliśmy się w jej stronę ale to ja pierwsza ją złapałam. Po chwili przybiegł przerażony Gideon i zdezorientowany Edmund.
- Co się dzieje? – zapytał mój chłopak.
- Twoja matka rodzi, tępaku! – wrzasnęłam kiedy zobaczyłam stróżki płynące po nogach jego matki.
- O Boże. – wytrzeszczył oczy i zbladł.
- Tylko mi tu nie mdlej! – krzyknęłam przerażona gdy zobaczyłam jak jego oczy zachodzą mgłą, na szczęście się opanował. Przez tę chwilę Gideona zadzwonił do kogo trzeba było i kazał nam zaprowadzić jego żonę do samochodu.
   Zastosowaliśmy się do jego polecenia i Edmund usiadł na tylnym siedzeniu czarnego wozu razem z matką. Gwendylon już kilka razy krzyczała, nie wyobrażam sobie co musiała teraz czuć.
- O Matko! Przecież w domu jest Domi! – spanikował Edi – Muszę się nią zająć! – zaczął wysiadać z samochodu ale usadziłam go powrotem w miejscu.
- Ja się nią zajmę. Jedźcie! – zatrzasnęłam drzwi i poczekałam chwilę aż samochód odjedzie z podjazdu.

J

- Gdzie mama? – usłyszała cichy głosik.
- W szpitalu. – powiedziałam odwracając się.
   Stała tam młoda (Dominika – od Autorki) w piżamce i patrzyła na mnie wielkimi oczami.
- Spokojnie, nic się jej nie stało. – westchnęłam – Musiała tam pojechać żeby twój braciszek, albo siostrzyczka się urodził. – wzięłam ją za rękę i zaprowadziłam do salonu – Połóż się na kanapie i przykryj kocem, zaraz przyniosę przekąski i pooglądamy filmy. – uśmiechnęłam się co mała odwzajemniła i ochoczo wskoczyła pod koc.
   Jakie to dziecko słodkie kiedy jest chore.

J

   Jest już bardzo późno, mała zasnęła a ja dalej oglądam bajkę „Smerfy” i czekam na telefon od ukochanego. Ostatnim razem dzwonił żebym się wygadać i musiałam go pocieszać gdy dowiedział się że przy porodzie doszło do jakiś komplikacji. Martwię się.
   Położyłam głowę na oparciu kanapy i przymknęłam oczy. W tej samej chwili telefon zawibrował w mojej ręce. Natychmiast odebrałam.
- Halo? – mruknęłam zaspana.
- Mam drugą siostrę! – krzyknął uradowany Edmund – Jest taka słodka, żebyś ją widziała… zaraz wyślę ci zdjęcie! – po chwili widziałam zdjęcie maluszka zawiniętego w różowy kocyk.
- Jest prześliczna. – powiedziałam dalej zachwycając się zdjęciem – A jak się czuje twoja mama?
- Już wszystko dobrze, teraz nawet wykłóca się z lekarzami o to ile może czasu spędzać z dzieckiem. – zaśmiał się – A Domi? Nie sprawiała problemów? Powiedziałaś jej?
- Dominika właśnie śpi koło mnie, była grzeczna jak aniołek i tak, powiedziałam jej że pojechaliście do szpitala. –odpowiedziałam. Jeszcze chwilę rozmawialiśmy o neutralnych rzeczach.
- Wiesz co? – powiedział nagle Edmund.
- Co? – odpowiedziałam lekko ziewając.
- Też kiedyś będziemy mieć taką córkę. Wtedy będę strasznie dumnym i szczęśliwym ojcem. – zaśmiałam się.
- Nie trochę za wcześnie? – zapytałam na co prychnął.
- Zobaczysz, kiedyś ci się oświadczę, później weźmiemy ślub bez przepychu, taki jak chciałaś, i będziemy mieć gromadkę dzieci. – roześmiałam się.

J

   Minęły już trzy lata od narodzin małej Agnes, siostry Edmunda. Wszyscy są nią zafascynowani, ale nie zapominamy o Domi. Szczerze pokochałam ich wszystkich jak własną rodzinę. W sumie są nią do roku.
   Moja mama zginęła w wypadku, nie była wilkołakiem ani nieśmiertelną, miałam to po ojcu. Ale nie chcę sobie tego przypominać, teraz mam nową rodzinę. Rodzinę Ediego. I urodziny jego najmłodszej siostry!
   Miałam na sobie biały, koronkowy crop-top, krótkie spodenki i białe sandały. Na nadgarstku zapięłam bransoletkę którą dostałam już kiedyś od Gwendylon.
   Zeszłam na dół akurat w momęcie kiedy Edi wchodził do salonu z wielkim pakunkiem. Miał na sobie białą koszulę, dżinsy i zwykłe, czarne buty.
- Gdzie solenizantka? – zapytał.
- Edmund… - westchnęła jego matka – Przecież wiesz że jest w ogrodzie z Gideonem.
- Wiem, wiem. – zachichotał – Chciałem tylko tak zawołać.
- Och! – teraz mnie zauważyła – Ja pójdę do kuchni. – mrugnęła do niego i wyszła. Czy ja o czymś nie wiem?
- Cześć wilczku. – znów ten zniewalający chichot.
- Cześć podróżniku. – dałam mu całusa.
- Idziemy na dwór?
   …i nie czekając na moją odpowiedź pociągnął mnie do drzwi.

J

- Przygotowałem całą przemowę ale… tak jakby… zapomniałem… - westchnął zrezygnowany. Uklęknął przede mną na jedno kolano.
   Byliśmy na tej samej polanie na której dowiedziałam się ze jestem wilkołakiem. Dużo się nie zmieniła przez ostatnie trzy lata. Dalej ten sam szum strumyka…
- Zapytam w najprostszy sposób. – wyjął z kieszeni czarne pudełeczko – Zostaniesz moją zoną? – mówiąc otworzył pudełko.
   Zaniemówiłam… W środku był piękny, stary pierścionek. Był ze srebra z malutkimi kamyczkami.
- Ten pierścionek dostałem od babci gdy dowiedziała się że chce żebyś została moją żoną. – wytłumaczył – Więc? Zgodzisz się? – spytał niepewnie.
- Oczywiście… - wyszeptałam wyciągając rękę w jego stronę. Nałożył na nią pierścionek i lekko pocałował jej zewnętrzną stronę.
- Mam nadzieje że nic nie spieprzyłem. – wymamrotał wstając. Przyciągnął mnie do siebie i żarliwie pocałował - Kocham cię. – szepnął.
- Ja ciebie bardziej. – poklepałam go po policzku – Berek! – krzyknęłam zrywając się do biegu.
   Wiem, jestem dziecinna. Ale kto mi zabroni?

Edmund

   Jestem taki szczęśliwy! Właśnie obchodzimy miesięcznice naszego ślubu, mojego i Alex. Gdy dzisiaj rano się obudziłem Alexy już nie było w łóżku więc miałem czas przygotować wszystko.
   Myślę że romantyczna kąpiel, butelka szampana i my, będzie ok. Kończyłem wszystko przygotowywać kiedy usłyszałem trzask drzwi. Trochę za wcześnie ale spokojnie, poradzę sobie.
   Wyszedłem do kuchni (tak, mamy własny dom, prezent od rodziców na ślub) i zastałem tam Alex. Stała koło lady na której leżała jej torebka. Jej twarz rozświetlał piękny, szeroki uśmiech ale po policzkach spływały łzy.
- Co się stało? – natychmiast doskoczyłem do niej i przytuliłem do siebie.
- Ja… My… - pokręciła bezradnie głową – Będziemy mieli dziecko.
- WOW. – to jedyne co mogłem powiedzieć – To wspaniale. – dodałem po chwili.
- To dobrze że się cieszysz, na początku nie byłam pewna. – mruknęła wtulając się w moje ramiona.
- I dlatego płakałaś? – zapytałem.
- Nie, to były łzy szczęścia.
- Czekaj… Od kiedy ty…? – odsunąłem ją delikatnie, nie chciałem nic zrobić dziecku. Teraz wydawała się taka krucha, jakby jeden zbyt gwałtowny ruch mógł coś zrobić jej, albo dziecku.
- Pierwszy miesiąc. – uśmiechnęła się szerzej – Noc poślubna.
- Czyli wtedy kiedy pierwszy raz…? – pokiwała głową.
   Tak, dobrze zrozumieliście. Alex oddała mi się dopiero w noc poślubną, do ołtarza naprawdę szła czysta. Nie to że nie chciałem wcześniej ale ona nie była gotowa więc nie naciskałem.
- Kocham cię. – mruknąłem wtulając twarz w jej włosy.
- Ja ciebie bardziej. – odetchnęła w mój kark. Nagle spanikowałem.
- Wilczku, musisz usiąść. – poprowadziłem ją do krzesła i, prawie siłą, na nim usadziłem – Musisz teraz dużo leżeć, nie możesz się przemęczać. Ani mi się waż cokolwiek sprzątać, gotować albo… - przerwał mi jej chichot, mógłbym się teraz rozpłynąć ze szczęścia.
   Zaczynam nowe życie. Z rodziną. Z ukochaną. Z dzieckiem.

   O Boże! Będę teraz musiał o nią się jeszcze bardziej troszczyć!

===========================

No i jak? Chcecie mnie zabić?
No więc blog od teraz oficjalnie zakończony a ja zaczynam pisać na drugim!
Nienawidzę pożegnań więc się nie żegnam, mam nadzieje że jeszcze się spotkamy na innych blogach.
Tu mogę podać link do nowego bloga (na razie jest tam tylko powitanie i wstęp, rozdział pojawi się... nie wiem kiedy). No więc link:


Nie mam nic więcej do napisania...
Także dziękuje za każde wejście, komentarz i opinię!
Wika

Rozdział 14

Przepraszam za tak długą nieobecność ale naprawdę bardzo dużo się działo (włącznie z tym że prawie codziennie miałam jakąś kartkówkę albo  coś innego w szkole). Mam nadzieje że rozdział się spodoba bo jest dłuższy niż zazwyczaj.
I Przypominam że zbliżamy się do końca!

Miłego czytania!


Rozdział 14

Alex


   Siedziałam wmurowana. Zrozumiałam podróże w czasie, w końcu widziałam to na własne oczy, ale to?! Wilkołactwo?! Czy on właśnie uznał że mój przodek zmieniał się w wilka?!
- Co…? – Edmund zmarszczył brwi gdy wybuchłam śmiechem.
- Ale! Numer! – krzyknęłam między śmiechem – Ale! Ja! Nie! Dam! Się! Nabrać!
- Ale to prawda! – krzyknął zirytowany – Aaron to przewidział. – wymamrotał po czym chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.
-Ale obiad… - przerwał mi.
- Mamo! Musimy wyjść! Obiad jest dalej na gazie!

===


- Gdzie mnie ciągniesz? – zapytałam po raz kolejny.
- Zobaczysz. – mruknął zamyślony.
   Gdy przechodziliśmy przez dziurę w płocie nie odezwał się ani słowem i pociągnął mnie dalej. Po przedarciu się przez dość gęsto zasadzone drzewa weszliśmy na piękną polankę. Tuż przy ziemi rosła jedwabista trawa przeplatana błękitnymi kwiatkami. Z oddali słyszałam szum wody. Ale to nie piękne widoki przykuły moją uwagę.
   Stał tam. Podszedł do nas lekkim, spokojnym krokiem.
- Cześć. – powiedział a ja patrzyłam się na niego jak głupia – Alex, zamknij buzię. – od razu się opanowałam.
- Ale jak? – zapytałam wpatrując się w niego – Przecież ty dawno nie powinieneś żyć! – pokręcił przecząco głową.
- Nie powiedziałeś jej? – skierował się do Edmunda.
- Powiedziałem, nie uwierzyła. – dopiero po głosie poznałam jak blisko mnie stoi. Byłam pewna że gdybym odchyliła się trochę do tyłu wpadłabym w jego ramiona.
- To nie możliwe! – krzyknęłam gwałtownie kręcąc głową – Wilkołaki nie istnieją!
   Zaczęłam chodzić, najpierw w jedną stronę, a później obrót… Edmund wyciągnął ramiona ale zignorowałam je. Na przekór moim staraniom przyciągnął mnie do swojego ciepłego torsu.
- Spokojnie. – odetchnął mi do ucha przez co zadrżałam.
- Jak mam się uspokoić?! – wybuchłam. Mój głos był nadal podniesiony przez co się skrzywił.
- Pomyśl o matce, rodzinie… - zaciął się. Dobrze wiedziałam że chciał teraz wspomnieć o moim ojcu ale wolał nie ryzykować łez i smutku z mojej stromy.
- Nie mogę o nich myśleć… - wyszeptałam wyrywając się – Cały czas przypominam sobie jak mnie okłamywali. – wywarczałam jeszcze bardziej się rzucając.
- Cii… - szepnął nadal spokojnie, to zaczynało się robić denerwujące.
   … i wtedy zrobił coś czego najmniej się spodziewałam.

   Przyciągnął mnie jeszcze bliżej i, niemal brutalnie, wpił się w moje usta. Na początku nie oddawałam pocałunku z premedytacją ale po chwili jego ręce na mojej talii sprawiły że ugięły się pode mną kolana. Zarzuciłam mu ręce na kark, jedną wplatając w jego włosy. Całkowicie poddałam się jego woli, skupiając się wyłącznie na jego ustach i tym jak nimi porusza.
   To nie był pocałunek pełen pożądania, ale też nie można temu do końca zaprzeczyć. Raczej zaliczał się do tych słodkich i wyznających uczucia.
   Było tak cudownie że zapomniałam gdzie i z kim jesteśmy. Zapomniałam że rodzina przez te wszystkie lata okłamywała mnie o moim pochodzeniu. Zapomniałam o Aaronie mówiącym że jest, a raczej był, wilkołakiem. A już kompletnie zapomniałam o tym że, prawdopodobnie, mama Ediego czeka na nas z obiadem…
   Lekko mnie od siebie odsunął i oparł nasze czoła o siebie.
- Pomyśl o mnie. – szepnął i jeszcze raz, teraz delikatniej i spokojniej, musnął moje usta.
   I byłam pewna że będę o nim myślała… za godzinę… za tydzień… nawet za rok… Już zawsze będzie w mojej głowie.

   Aaron chrząknął zwracając naszą uwagę.
- Czy możemy już porozmawiać? – pokiwałam głową – Wierzysz że zmieniałem się w wilka?
- To trochę nieprawdopodobne ale tak, uwierzyłam. – przytaknęłam znów – Czyli jesteś wilkołakiem?
- Byłem. – uściślił – Kiedyś mogłem przemieniać się w wilka ale oddałem tę zdolność za życię Animey.
- Tak, wiem. Edmund mi opowiadał. – zerknęłam kontem oka na Ediego. Stał dalej mnie obejmując z lekko uniesionymi kącikami ust.
- Skoro już znasz tą historię to mogę opowiedzieć resztę. – westchnął – Masz w sobie krew wilków. Możesz czerpać z tego korzyści ale trzeba też zapłacić cenę.
- Co? Jaką mam jeszcze zapłacić cenę? Nie wystarczy że byłam okłamywana? – zapytałam lekko zdziwiona i przestraszona.
- Jesteś nieśmiertelna.
- Co?! – nie no, zaraz wybuchnę śmiechem – Przecież to niemożliwe!!
- Alexo, tak jest… - przekonywał.
- Nie… nie… nie… - mamrotałam odwracając się do Edmunda. Ten objął mnie opiekuńczo ramionami i przyciągnął do siebie.
- Jeśli to za dużo to możesz reszty dowiedzieć się kiedy in… - przerwałam mu gwałtownie kręcąc głową.
- Chce wiedzieć wszystko. – powiedziałam stanowczo.
- Jesteś pewna? – dopytywał Aaron.
- Tak, chce znać prawdę… o wszystkim. – powiedziałam pewnie.
- Więc została mi tylko jedna historia do opowiedzenia. – westchnął, albo raczej sapnął – Kamień Edmunda ma trochę dłuższą historie niż myślicie. Znalazła go moja babka. Na początku był traktowany jak najważniejszy klejnot koronny, lecz Madeleine miała go zawsze przy sobie. Pewnego wieczoru jej mąż zaciekawiony klejnotem dotknął go i zauważył że jego moc dwukrotnie się powiększyła. Zakazał Maddi noszenia go ale ona się nie posłuchała. To doprowadziło do jej zguby. Gdy pewnego dnia biliśmy, tak, już wtedy żyłem, na spacerze napadli na nas ludzie. Było ich zbyt dużo żeby babcia sama sobie z nimi poradziła, a ja jeszcze nie umiałem się przemieniać. Dotknęła kamienia i zmieniła się w wielką, białą wilczycę. Ludzie oszaleli. Lecz czar nie został na długo, wycięczona babcia ostatnimi siłami zdjęła kamień ze swojej szyi, dała mi go i kazała uciekać. Jej ostatnie słowa przed tym jak padła od strzały jednego z ludzi to: „Kiedyś ci się przyda, tylko nikomu o nim nie mów.”.
   Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam jak dorosły mężczyzna płacze. Zrobiło mi się go żal. Widać było że był bardzo blisko z swoją babcią a widział jej śmierć. Ja bym nie wytrzymała. Chciałam do niego podejść i przytulić, ale w porę się otrząsną i zaczął mówić dalej:
- Estera przepowiedziała twoją przyszłość, Alexo. Stąd wiedziałem komu i kiedy przekazać kamień. – podszedł do nas i uścisnął mnie serdecznie. Edmunda poklepał po ramieniu – Dbaj o nią, możliwe że zostanie z tobą na zawsze. – uśmiechnął się, odwrócił i odbiegł.
   Teraz wyglądał jak normalny człowiek który wyszedł poćwiczyć, pobiegać w lesie.

===============================


Tak jak już pisałam zbliżamy się do końca a dokładniej to jest ostatni rozdział.
Jeszcze tylko Epilog który będzie zawierał, tak jakby, urywki z życia Alex i Edmunda.
Nie wiem co tu napisać...
Już mam za sobą trzy zamknięte blogi a dalej mi smutno gdy zakańczam jakąś historię.
Oczywiście nie kończę z blogowanie... o nie, nie!
Mam już założonego nowego bloga ale jeszcze tam nic niema.
Myślę że pierwszy rozdział zacznę pisać zaraz po tym jak dodam Epilog tutaj.
Ale szczerze mówiąc nie wiem jak wyjdzie mi z tamtym blogiem bo mam co do niego duże plany i trochę boje się że nie wypalą. Ale będę się starać.
Też na horyzoncie świta mi nowa historia o Clary i Jace'ie (kolejny ff o DA) ale jeszcze jej nie złapałam i ujarzmiłam. ☺
Jak tylko napiszę jakiś rozdział na nowym blogu to dam wam znać!
Do napisania!
Wika

Ps. Spodziewajcie się Epilogu o każdej porze dnia i nocy (choć tak naprawdę nie wiem kiedy go dodam). ☺

niedziela, 20 września 2015

Rozdział 13

WOW !! Nie przypuszczałam że jeszcze w ten weekend dodam następny! no ale pozostaje wam czytać i komentować!

Miłego czytania!

Rozdział 13

Alex

- Czy mogłaby mi pani wytłumaczyć, co tu się właściwie dzieje? – zapytałam gdy weszłyśmy do kuchni.
- Po pierwsze, mów mi po imieniu, a po drugie, ja nie mogę ci tego wytłumaczyć, zrobi to Edmund jak będzie gotowy. – odpowiedziała patrząc mi w oczy.
- Gotowy? Gotowy na co?! – warknęłam zirytowana – Przepraszam… nie powinnam była… - zaczęłam się tłumaczyć ale przerwała mi machnięciem ręki.
- Rozumiem, jesteś zdezorientowana i zła. Też taka byłam gdy się dowiedziałam prawdy. Ale pomimo tego nie pozwól zniszczyć tego co czujesz do Edmunda, nie zostawiaj go bo on bardzo cię potrzebuje.
- Ale… Dlaczego ja? – zapytałam podchodząc do krzesła.
- Nie wiem, nikt nie wie. – odpowiedziała i zaczęła przygotowywać posiłek jakby nic się nie stało.

Edmund

   Obudziłem się gdy zaczynało mi brakować powietrza. No tak… Moja siostra właśnie zgniatała moje płuca w uścisku a ja usiłowałem się wydostać. Po chwili wyplątałem się z tych krwiożerczych macek.
   Gdy już wstawałem usłyszałem śmiechy dochodzące z kuchni. Rozpoznałem śmiech mamy, Alex i… taty? Zdziwiony szybko się podniosłem. Ułożyłem Domi na kanapie tak żeby nie spadła i wszedłem do kuchni.
   Na krześle przy blacie siedziała Alex śmiejąc się z poczynań mojego taty który próbował zastąpić mamę we wszystkim co robiła. Co chwilę wybuchali śmiechem gdy tata coś upuścił albo coś mu nie wyszło. Wyglądali jak prawdziwa, szczęśliwa rodzina.
   Przez chwilę poczułem się nieswojo kiedy napotkałem rozbawione spojrzenie Alex. Jej wzrok w sekundzie stał się przerażający. Wyraźnie mówił: „Teraz uważaj, a później porozmawiamy o ważniejszych rzeczach.”. Przytaknąłem dając jej do zrozumienia że rozumiem.
- Uważaj! – naszą niemą konwersacje przerwał krzyk mamy a następnie jęk bólu taty – Trzeba było bardziej uważać albo zostawić to mnie. – powiedziała delikatnie łapiąc go za rękę.
- Ale przecież… miałaś odpoczywać, ja chciałam tylko pomóc. – powiedział skruszony i zawstydzony. Nienawidził pokazywać słabości.
- Ktoś musi ci to opatrzyć. – powiedziała z troską – Choć na górę. – pociągnęła go w stronę schodów – Mogłabyś przypilnować zupy? – zwróciła się do białowłosej.
- Oczywiście. – potwierdziła natychmiast. Moi rodzice wyszli.
- No to zostaliśmy sami. – powiedziałem ciężko przełykając ślinę.
- Taa… Masz mi coś do powiedzenia? – spytała ostro.
- Czy to retoryczne pytanie? – odpowiedziałem głupio, westchnęła zirytowana.
- Przez ostatnie kilka godzin była nie wiem gdzie, nie wiem w który roku. Widziałam tyle różnych rzeczy że już nie wiem czego się spodziewać. – popatrzyła na mnie, po chwili wahania zajrzałem w jej oczy, o dziwo były pełne łez – Nie chcę żeby nas coś rozdzieliło. Wiem że to wcześnie ale ja cię naprawdę lubię. Chcę wiedzieć wszystko.
- Na pewno chcesz wiedzieć wszystko? – upewniłem się kiedy kiwnęła głową – Zacznijmy od tego że jestem podróżnikiem w czasie, tak jak moi rodzice i niektórzy moi przodkowie. – przerwałem czekając na reakcje. Spodziewałem się śmiechu ale ona tylko popatrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi oczami, pełnymi zainteresowania i pokazała żebym kontynuował – Mogę się przenosić w czasie dzięki specjalnemu kamieniowi, gdy tylko dotknę go myśląc o jakiejś dacie z przeszłości… przenoszę się tam. Nie wiem czy zauważyłaś w moim pokoju, jak dotknęłaś mojego ramienia, takie fioletowe światło.
- Tak, widziałam. Zaraz potem zaczęła mnie boleć głowa a gdy chciałam cię puścić spowiła mnie ciemność.
- No więc wtedy przenieśliśmy się do przeszłości. Byliśmy dokładnie w tym samym miejscu tylko parę lat wcześniej. – przerwałem usiłując sobie przypomnieć co było dalej – Byłaś nieprzytomna, a ja musiałem poszukać kamienia, bez niego nie mogę wrócić, więc cię nie budziłem tylko sprawdziłem czy wszystko z tobą w porządku. Kiedy znalazłem kamień pokazał się ten Max, twój przodek. Co się działo później to wiesz tylko… - zaciąłem się na chwilę – co się stało w tym ciemnym pokoju? Wtedy gdy popatrzyłaś w oczy Estery?
- Tak jakby przeniosłam się do wspomnień, ale nie chcę o tym rozmawiać.
- Wyglądałaś wtedy na naprawdę nieobecną. Ale dobrze, już nie będę. – po chwili wróciłem do opowieści – Po tym jak zasnęłaś na moich rękach nie chciałem cię zostawiać. Więc Aaron wszystko mi wytłumaczył i mogłem się z tobą przenieść z powrotem.
- Ale co ci wytłumaczył? – zapytała, tego się obawiałem.
- Wiesz… to taka stara historia… - zacząłem ale mi przerwała.
- Masz mi powiedzieć wszystko co wiesz! – warknęła. Nie powiem, przestraszyłem się jej.
- Dobrze, więc… - znów się zaciąłem ale widząc jej spojrzenie kontynuowałem: - Aaron, jest twoim przodkiem… jego żona była w ciąży z Animeą (chyba tak się odmienia imię Animea). Wyrocznia powiedziała że ani matka ani córka nie przeżyją. Aaron był zrozpaczony i poszedł do Czarnej Wiedźmy, ona pozwoliła jego żonie wybrać: jej życie czy dziecka. Oczywiście kobieta wybrała życie dziecka więc Wiedźma rzuciła na nią czar, Aaron musiał zapłacić częścią swojego życia… - znów się zaciąłem. Alex patrzyła na mnie wzruszona, w jej oczach na nowo wezbrały łzy.
- Co oddał? – zapytała cicho, prawie niesłyszalnie.
- Oddał swoje wilkołactwo. – powiedziałem śmiertelnie poważnie.

-------------------------------------

No i jak się podoba? Mam nadzieje że chociaż trochę.
Nie będę się rozpisywać.
Proszę o komentarze!
Nie wiem kiedy będzie następny rozdział.
Zaraz po tym jak zakończę tego bloga otwieram następnego ale nie o tej tematyce... zresztą przekonacie się później.☺
Wika

piątek, 18 września 2015

Rozdział 12

Hmm... Tak więc po ośmiu dniach od ostatniego rozdziału wracam z kolejnym.
Ktoś pisał w komentarzach ze tęskni za Gwen i Gideonem, rozumiem ale pisałam że to głównie będzie księga o ich synu (i jego miłości) więc musicie jak na razie przeboleć, w tym rozdziale już pojawia się Gwen ale jest jej mało. Później będzie o wiele więcej!

Miłego czytania!

Rozdział 12
Alex

   Stałam między dwoma wielkimi drzewami i przyglądałam się… sobie! Byłam młodsza o kilka lat i ubrana w słodką łososiową sukieneczkę. Stopy miałam goło i umazane jakimś błotem, ale cały strój był czyściutki.
   Młodsza ja patrzyła na coś pomiędzy drzewami w oddali. Po chwili przemknęło tamtędy coś białego a później zniknęło. Co to było? Skąd się wzięło?
   Już chciałam się odezwać gdy znowu wszystko się rozmyło o ostatnie co usłyszałam to krzyk młodsze mnie.

J

   Teraz siedziałam w moim pokoju z przed prawie dziesięciu lat. Moje plecy były oparte o drzwi otwartej szafy a nogi wyprostowane leżały swobodnie na podłodze.
   Po chwili do pokoju wpadłam ja, jako dziecko, a za mną moja matka, kiedy była młodsza. Młodsza ja żuciła się na łóżko i schowała twarz w poduszce. Matka usiadła obok i pogłaskała ją po plecach.
- Musisz zrozumieć że tata nie chce tego ruszać, mi też nie powiedział nic o dalszej rodzinie niż dziadkowie. – powiedziała.
- Ale… Ja chciałam tylko zrobić drzewo genealogiczne, albo chociaż zobaczyć ich zdjęcia.
   To była moja pierwsza kłótnia z ojcem. Zawsze byłam bezproblemowym dzieckiem ale gdy chciałam wiedzieć o mojej rodzinie, nie odpuszczałam.
   Mama jeszcze chwilę była w moim pokoju po czym wyszła, słyszałam jej głos i ojca z korytarza. Gdy tylko usłyszałam ten gruby głos z charakterystyczną chrypką do oczu napłynęły mi łzy.
   Po chwili wszedł do pokoju a po moich policzkach spłynęły pierwsze łzy…

J

- Puśćcie mnie! – krzyknął znajomy głos, Edmund – Przestań! Ona mnie potrzebuje!
Uspokój się! – syknął inny, też znany głos – Jeśli się nie uspokoisz to wybudzisz ją z przeszłości a to bardzo niebezpieczne!
   Po chwili otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Leżałam na ziemi, nade mną dalej pochylała się Estera a Edmund starał się wyrwać Maxowi i Aaronowi. Złapałam się za głowę siadając, myślałam że ból rozedrze mi czaszkę.
   Po chwili Edi był już wolny i podbiegł do mnie. Przytulił mnie do swojej piersi i pogłaskał po plecach gdzy zaczęłam płakać. Kilka łez spływających po policzkach zmieniło się w istny potok a z moich ust wydobył się zduszony szloch. Edmund pozwolił mi się wypłakać w ramię.
   Kilka razy powtórzyłam „on tam wył, widziałam go” i odpłynęłam.

J

   Obudziłam się w nieznanym mi pokoju. Leżałam na wielkim łożu z baldachimem i satynową pościelą. Chwila! Skąd w dziczy satynowa pościel? I takie łóżko?! Gdzie ja jestem?!
   Wysunęłam bose stopy spod kołdry i postawiłam je na ziemi. Powoli rozejrzałam się zauważając dość durze okno, przez które wpadało światło. Na parapecie stały dwie doniczki z fioletowymi kwiatkami, chyba fiołkami, i konewka. Przez szybę widziałam iglaste drzewa a po spojrzeniu w dół zrozumiałam że muszę być na piętrze.
   Z powrotem stanęłam koło łóżka zauważając na etażerce budzik elektroniczny i kilka nowowydanych książek. Obok też leżał mój telefon.
   Gdzie ja jestem?!
   Dalej miałam na sobie tą samą białą sukienkę, tylko teraz była lekko ubrudzona na końcu. Włosy miałam rozczesane i związane w warkocz a buty stały na dywaniku koło łóżka. Przerzuciłam warkocz na prawe ramię i schyliłam się żeby założyć buty.
   Dopiero gdy się wyprostowałam dotarło do mnie że pamiętam to miejsce, kiedyś tu byłam. Ta sama szafa w kolorze ciemnego drewna, to samo łóżko i ten sam widok z okna…
   Gdy otwierałam drżącą, od nadmiaru emocji, ręką drzwi wiedziałam już, że jestem w normalnych czasach a nie przeszłości. Byłam pewna, że to sypialnia rodziców Edmunda.
   Jak najszybciej zbiegłam po schodach, uważając żeby się nie przewrócić. Pierwsze skierowałam swoje kroki do kuchni, niestety nie znalazłam tam nikogo. Następnie poszłam do salonu, to co tam zastałam strasznie mnie rozczuliło.
   Edmund leżał poprzek kanapy, głowa Domi spoczywała na jego brzuchu a jej ręce trzymały go w pasie, jakby nigdy nie chciała go puścić. Obydwoje chrapali w najlepsze.
   Wpatrzyłam się w nich jak w obrazek nie zauważając że ktoś obok mnie stanął. Gdy mama Ediego się odezwała podskoczyłam ze strachu.
- Wyglądają słodko… - powiedziała rozmarzona - Ale i tak będzie miał karę za zabranie ciebie do przeszłości. – dodała nieco ostrzej ale uśmiech nadal rozjaśniał jej twarz.
- Chciałabym z panią porozmawiać o tym… - zacięłam się nie wiedząc jak wyjaśnić to co chcę wiedzieć – Tym wszystkim. – wydukałam w końcu.
- Dobrze ale pozwól… - uniosła do góry poskładane koce.
   Po chwili pomagałam okryć jej dzieci na które patrzyła z wyjątkową troską. Dominika coś mruknęła przez sen i jeszcze bardziej wtuliła się w brzuch brata a on sam przygarnął ją do siebie. To było takie słodkie… Prawdziwa braterska miłość.

-------------------------------------

Jeśli ktoś oglądał film "Dary Anioła. Miasto Kości' to może pomyśleć że ten rozdział am coś z nim wspólnego. I dużo się nie pomyli bo ten pomysł rzeczywiście zaczerpnęłam z tego filmu.
Wiem że ten rozdział może być dla nie wszystkich w pełni zrozumiały ale obiecuje że następny wszystko wyjaśni.
Nie wiem kiedy będzie nowy rozdział, jak mi się uda to może za tydzień (w piątek/sobotę) ale pewna nie jestem bo już mam sprawdziany i kartkówki zaplanowane na ten tydzień i nie wiem czy uda mi się na tyle wygospodarować czasu żeby pisać.
Zbliżamy się już do końca tej księgi, niestety (a może i stety) ostatniej. Nie będę dalej tego pisać bo to nie ma sensu. Nie mam już więcej pomysłów na to co mogłoby być dalej więc po zakończeniu tej księgi zamknę bloga. Oczywiście jeśli będę udostępniać jakieś nowe opowiadanie to dam wam znać.
To już na dzisiaj wszystko!
Wika

czwartek, 10 września 2015

Rozdział 11

Mówiłam że będzie i jest! Mam nadzieje że się spodoba, jest trochę inny bo z perspektywy Alexy ale chyba ujdzie.
Trochę jest już późno ale ja nie śpię... i to jest piękne!

Miłego czytania!

Rozdział 11

Alex


   Obiad mieliśmy zjeść również pod ziemią, w wielkiej jadalni. Gdy weszliśmy do pomieszczenia przy stole siedziały już dwie dziewczyny.
   Jedna była w moim wieku, może trochę starsza. Miała zielone oczy i drobną twarz w kształcie serca. Jej czarne, jak smoła, włosy były spięte w warkocz sięgający do pasa. Miała na sobie luźną sukienkę do ziemi, w kolorze butelkowej zieleni. Sukienka była tak długa że nie widziałam jej butów ale dałabym sobie głowę uciąć że nie miała na sobie obcasów.
   Druga dziewczyna była natomiast młodsza, mogła mieć jakieś czternaście/piętnaście lat. Miała krótkie, białe włosy których kilka kosmyków opadło na jej uśmiechniętą, młodą twarz. Była ubrana w krótkie spodenki, były białe ale miały kilka czerwonych plam, jakby z krwi… Ale to nie możliwe, prawda? Czarna bluzeczka na ramiączkach leżała na niej luźno jakby była kilka rozmiarów za duża. Na nogach miał coś jak sandały z rzemyków i skórzanej podeszwy.
   Koło młodszej dziewczyny usiadł Max, o którym zdążyłam zapomnieć ostatnimi czasy. Po jego lewej, na szczycie stołu, zajął miejsce Aaron i pokazał nam żebyśmy usiedli koło niego.
   Z wahaniem usiadłam na przeznaczonym dla mnie miejscu, koło mnie usiadł Edmund a zaś koło niego Estera.
- Animeno, prosiłem cię żebyś przebrała się zaraz po polowaniu. – ciszę przerwał lekko zachrypnięty głos Aarona.
- Ale tato… - jęknęła – Przecież wiesz że te ubrania zaraz i tak się rozedrą. – zrobiła przesłodkie oczka, które działają tylko na facetów.
- Och! Ale to ostatni raz. – pogroził jej żartobliwie palcem ale uśmiechnął się.
- Dziękuje! – pisnęła tak wysokim głosem że musiałam zasłonić uszy. Po chwili zerwała się z krzesła i ucałowała ojca w policzek.
   Do pomieszczenia weszło kilka osób niosących tace z jedzeniem więc Animea wróciła grzecznie na swoje miejsce. Coraz bardziej zastanawiałam się czy to nie są naprawdę plamy krwi, na jej spodniach.
- Smacznego. – ogłosił z uśmiechem mężczyzna, wszyscy coś wymamrotali a półmiski zostały przed nami położone.
   Gdy zobaczyłam co leży na talerzu zemdliło mnie. Edmund też zrobił wielkie oczy na widok surowego mięsa. Niepewnie chwyciłam widelec i nóż leżący koło talerza i… zawahałam się w ostatniej chwili.
- No, jedzcie, jedzcie. – ponaglił nas Aaron – Ach! Przecież was nie przedstawiłem! – puknął się w czoło z uśmiechem – To Animea moja córka. – wskazał na białowłosą dziewczynę, wstała, ukłoniła się żartobliwie i, z powrotem, usiadła na swoim miejscu – Dalej to Derydiana, narzeczona Maxa, mojego syna i przyszłego wodza. – w ten sposób dowiedziałam się kto jest kim z moich przodków.
   Rodzice nigdy nie zagłębiali się się dalej w opowieściach niż do moich dziadków, którzy już nie żyją, nie miałam przyjemności ich poznać.
- A to Estera, ale ona wam się już przedstawiła. Później powie nam co mamy robić, jst wyrocznią naszego plenienia. – zakończył Aaron.
   Prychnęłam w myślach. Wyrocznia! Przecież magia nie istnieje!
- A teraz smacznego. – z uśmiechem wbił widelec w surowe mięso.
   Popatrzyłam na swój talerz, niestety głód wziął górę nad obrzydzeniem i ukroiłam kawałek. Włożyłam danie do ust i ostrożnie zaczęłam je gryźć. Po chwili zamiast obrzydliwego smaku surowego mięsa poczułam słono-gorzki smak, który zdecydowanie mi posmakował. Przełknęłam kęs i ukroiłam jeszcze jeden, kontem zerkając na Edmunda który wpatrywał się w swoją porcje z powątpiewaniem.
- Jestem wegetarianinem. – odezwał się w końcu. Wszyscy zaprzestali jedzenia i popatrzyli na niego zdziwieni.
- Czym? – zapytał Max połykając głośno kawałek.
- Wegetarianinem, nie je mięsa. – wytłumaczyłam ze znużeniem.
- Zawiadomię służbę. – powiedział Aaron.
   Po chwili Edmund zajadał się jedzeniem przyniesionym specjalnie dla niego… (królewicz – od autorki)

J

   Gdy już wszyscy byli syci poszliśmy za Aaronem do jednego z pokoi którego jeszcze nie widziałam. Było tam tak ciemno że nie widziałam czubka swojego nosa, ale Estera poruszała się jakby wiedziała dokładnie gdzie co jest. Stanęła na środku zapalając lichą świeczkę kazała nam siąść wokół niej. Zauważyłam że Aaron usiadł trochę dalej od Edmunda, zostawiając jeszcze jedno miejsce.
   Estera stała dłuższy czas w środku koła utworzonego przez nas, aż w końcu odwróciła się w moją stronę. Wbiła we mnie swoje świdrujące oczy które teraz zapłonęły czerwienią. Dreszcz przyszedł moje ciało na tą nagłą zmianę kolorów i, choć chciałam, nie mogłam oderwać oczu od jej szkarłatnych tęczówek.
   Nawet gdy usłyszałam ciche trzaśnięcie drzwiami i głos Maxa nie mogłam na niego popatrzeć. Czułam się jakby mój wzrok był w pułapce z której nie ma ucieczki. Po chwili wszystko się rozmyło…

--------------------------------------

Uważam że lepiej mi się pisze z perspektywy Alex, jak myślicie?
Nie wiem co tu napisać...
Nie wiem kiedy będzie następny rozdział...
W sumie to nic nie wiem.
Chociaż nie! Wiem że zostało jeszcze kilka rozdziałów do końca. Ta księga na pewno będzie krótsza niż poprzednia.
Czy wam też się wydaje że tutaj rozdziały są takie bardziej przemyślane? Lepsze niż w poprzedniej księdze?
Zapraszam do komentowania!
Wika

wtorek, 1 września 2015

Rozdział 10

Miał być dzisiaj i jest! Mam nadzieje że się spodoba. Przepraszam że o tej porze (zwykle jest wcześniej) ale nie wyrobiłam się.

Miłego czytania!

Rozdział 10
Edmund

   Nie wiem ile siedziałem bezczynnie przy Alex. Po kilku godzinach (?) zaczęła się ruszać i otworzyła oczy. Strasznie narzekała na ból głowy, tak jak ja wcześniej. Oczywiście jej pierwszym pytaniem było: gdzie jesteśmy?
   Już chciałem jej powiedzieć całą prawdę kiedy coś zaszeleściło w krzakach. Przestraszony odwróciłem się w tamtą stronę. Nie mieliśmy nawet czym się bronić. Zza liści wyłonił się młody chłopak. Miał błąd, prawie białe, włosy.
- Kim jesteście? – zapytał a jego głos chyba rozniósł się po całym lesie.
- Moglibyśmy zapytać o to samo. – powiedziałem.
- Jestem Max Morgan, teraz ty. – powiedział zirytowany.
- M-morgan? – wyjąkała słabo Alex, dopiero teraz uświadomiłem sobie że to jej nazwisko.
   Popatrzyłem na Alexę i Maxa, byli do siebie strasznie podobni. Obydwoje mieli niebieskie oczy i białe włosy. Mieli podobne rysy twarzy tylko że Alex trochę łagodniejsze. Największa różnica była w karnacji, on wyglądał jak Mulat a ona jak, po prostu, opalona.
- Masz coś do mojego nazwiska? – zapytał chamsko, Alex lekko się zlękła ale nie straciła rezonu.
- To też moje nazwisko! Nazywam się Alexa Luna Morgan. – odpowiedziała.

J

   Max zaprowadził nas do wioski i poinstruował jak mamy się zachować przy innych. Na przykład przed wejściem na teren zabudowań (czyli drewnianych domków) musieliśmy zdjąć buty, albo przed wejściem do jakiegokolwiek domu kobieta powinna związać włosy a mężczyzna skłonić.
   Znaleźliśmy się przed jednym z większych domków kiedy ktoś od środka otworzył „drzwi”. Brązowowłosa kobieta popatrzyła na nas zdziwiona a po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Alexa! – pisnęła przygarniając dziewczynę do uścisku. Białowłosa stała jak sparaliżowana nie oddając uścisku. Po chwili kobieta odsunęła od siebie moją Alex i…
   Chwila! Czy ja pomyślałem moją?! Nie! Nie. Nie…
   Tak… Tak pomyślałem – no to nieźle się wkopałem.
- A ty musisz być Edmund! – teraz to ja utonąłem w jej uścisku. Natychmiast próbowałem się wyrwać ale kobieta, o dziwo, miała więcej siły ode mnie – Zaraz zaprowadzę was do Aarona! – wreszcie mnie puściła a ja mogłem spokojnie złapać Alex za rękę.
   Białowłosa popatrzyła zdziwiona na nasze ręce ale nic nie powiedziała tylko uśmiechnęła się i ścisnęła mocniej moją dłoń. Odwzajemniłem uśmiech i weszliśmy w głąb domu, oczywiście wcześniej zastosowując się do odpowiednich zasad.
   Szliśmy przez ciemny korytarz, kobieta idąca przed nami niosła tylko jedną świecę dzięki której nie zabiliśmy się na schodach które prowadziły w dół. Następny korytarz był, chyba, wydrążony w jakimś kamieniu bo wszędzie były skały.
- Gdzie my idziemy? – w końcu zapytała Alex.
- do Aarona, twojego dziadka. – odpowiedziała brązowowłosa.
- Ale…
- Tak wiem, nie poznałaś go. To będzie wasze pierwsze, ale nie ostatnie, spotkanie. – przerwała jej.

J

   Po przejściu jeszcze kilku podobnych do siebie korytarzy, już przy drugim nie wiedziałem jak wrócić, doszliśmy do jakieś sypialni. Nie rozglądałem się za bardzo bo moje spojrzenie przykuł mężczyzna leżący w wielkim, drewnianym łożu. Widać było że jest chory, oczy nie miały blasku a skóra była wyraźnie poszarzała.
- Przyprowadziłam twoją wnuczkę i jej wybranka. – powiedziała brązowowłosa.
   Zignorowałem to że nazwała mnie „wybrankiem” Alexy i skupiłem się na podobieństwie Aarona i białowłosej. Rzeczywiście mieli bardzo podobne, błękitne, oczy, widziałem też kilka podobnie odznaczających się kości.
- Więc przenieśliście się tu dzięki kamieniowi? – bardziej stwierdził niż zapytał ale i tak czułem potrzebę potwierdzenia.
- Tak, ale skąd pan… - zacząłem, niestety przerwała mi kobieta, której imienia dalej nie znałem.
- O tym porozmawiamy po obiedzie, Aaron musi odpoczywać. A tak w ogóle, jestem Estera. – z uśmiechem puściła mi oczko.
   Czy ona właśnie odpowiedziała na moje myśli?!

--------------------------------

Nie do końca jestem pewna czy ten rozdział jest tej długości co zwykle ale mam nadzieje że mimo to komuś się podoba.
Nie wiem kiedy następny rozdział, to zależy od weny, szkoły, zmęczenia i czasu wolnego.
Mam nadzieje że będzie chociaż trochę komentarzy!
Ps. Czy ktoś czytał "Pożeracz snów" pióra Bettiny Belitz (nie wiem czy dobrze napisałam)? Jeśli tak to podobała wam się ta książka?
Wika

czwartek, 20 sierpnia 2015

Rozdział 9

Przepraszam że o tej godzinie ale wcześniej się nie wyrobiłam.

Ten rozdział dedykuje Paulinie Patrycji za to że czyta moje opowiadanie i wczoraj mi przypomniała!

Miłego czytania!

Rozdział 9
Edmund

   Po jakimś czasie wróciła mama a za nią Alexa… Wyglądała cudownie. Miała na sobie błękitną, letnią sukienkę mojej mamy która odsłaniała jej zgrabne nogi, biały, koronkowy sweterek i balerinki. Paseczek od sukienki idealnie podkreślał jej talie a sweterek dodawał jej niewinności. Włosy miała rozpuszczone tak że jej długa grzywka zasłoniła lekko jedno oko.
   Miałem wrażenie że przede mną stoi Anioł. Brakowało jej tylko skrzydeł bo ten anielski blask już można było dojrzeć spośród jej włosów.
- Wow. – tyle udało mi się wykrztusić. Mama zachichotała z mojej reakcji.
- Tylko się nie zakochaj. – powiedziała.
- Chyba za późno. – szepnąłem do niej. Wybuchła śmiechem ale gdy zrozumiała że jestem całkowicie poważny uspokoiła się. Zerkała to na mnie to na Alex ale nie odezwała się.
- Kiedy wróci tata? – zapytała Domi przerywając trochę niezręczną ciszę.
- Zaraz powinien być, muszę zrobić obiad. Ktoś mi pomoże? – zapytała patrząc z uśmiechem na moją siostrę.

J

  Po chwili zaproponowałem Alex żebyśmy poszli do altanki. Zgodziła się ochoczo.
- Chciałbym coś ci powiedzieć zanim… - przerwałem słysząc jak samochód mojego ojca parkuje na podjeździe – Zanim on przyjedzie. – wymamrotałem wstając – Niestety muszę iść do ojca.
   Odszedłem zostawiając ją na ławce w otoczeniu pięknych, białych róż. Uśmiechnąłem się na ten widok.
   Była Aniołem.
   Moim Aniołem.

J

- Tak, tato! Rozumiem! – powtarzałem po raz któryś. Ale on oczywiście mnie nie zamierzał słuchać! Przecież to Gideon de Villiers, zawsze ma racje!
   Zirytowany wyrzuciłem ręce w górę kiedy znów zaczął swój monolog. Po prostu odwróciłem się na pięcie i wyszedłem trzaskając drzwiami. Udałem się do mojego pokoju.
   Tuż przed otwarciem drzwi poczułem mdłości.
- O nie, tylko nie to. – wymamrotałem wbiegając do pokoju.
   Nawet nie zwróciłem uwagi na to że ktoś jest w pokoju. Od razu rzuciłem się do szkatułki ukrytej w szufladzie biurka. Nie była ona jakąś zdobioną szkatułką, była zwykła, drewniana. Szybko wyjąłem z niej kamień i pomyślałem o roku 1959.
   Ostatnie co pamiętam to dotyk na ramieniu, fioletowe światło i ból w czaszce.

Gwendylon

- Edmund! Chodź tu natychmiast! Obiad już na stole!  - krzyczałam już od kilku minut a mojego syna nigdzie nie było – Edmundzie de Villiers! Masz natychmiast zejść na dół albo pożałujesz!
- Nie krzycz tak. – wymamrotał Gideon obejmując mnie – Jestem pewny że słyszy.
- Idź po niego. – rozkazałam.
- Już dobrze, dobrze. Tylko się nie denerwuj! – wbiegł po schodach.
   Po chwili wrócił trzymając coś w dłoni. Po zaciśniętych ustach i zmrużonych oczach poznałam że jest zdenerwowany.
- Co się stało? Gdzie Edmund? – zapytałam pochodząc do niego.
- W przeszłości. – odpowiedział beznamiętnie.
- Co? Przecież zakazaliśmy mu używania kamienia w domu. – sprzeciwiłam się.
- Najwyraźniej nie posłuchał. – wymamrotał patrząc na szkatułkę – Martwi mnie inna rzecz, gdzie jest Alexa?

Edmund

   Ocknąłem się czując potworny ból głowy i ciepłe ciało leżące na moich plecach. Delikatnie poruszyłem się i odwróciłem głowę. Zobaczyłem burzę białych loków i usłyszałem pojękiwanie.
- Nic ci nie jest? – spytałam e po chwili delikatnie obracając ciało.
   Odpowiedziała mi cisza, najwyraźniej Alex była nie przytomna. Zalała mnie fala strachu… Strachu przed tym że już nigdy się nie obudzi.
   Jeszcze kawałek się przesunąłem aż leżała poprawnie w moich ramionach. Pocałowałem ją jeszcze w czoło i położyłem na mchu niedaleko. Wstałem łapiąc się za głowę. Nie wyczułem ani siniaka ani żadnej rany więc lekko się uspokoiłem. Rozejrzałem się dookoła za kamieniem, bez niego nie wrócę do domu.
- Chociaż może i tak nie wrócę. – mruknąłem do nikogo specjalnego.
   Popatrzyłem na Alex leżącą niedaleko. Bez niej nie mogłem wrócić, choćbym musiał tu spędzi życie. I w tym momencie mój mózg zalały pytania: Czy nic jej się nie stało? Czy nie jej nie będzie jeśli przeniesiemy się z powrotem? Jak to zrobić?
   Niestety na większość z tych pytań nie znałem odpowiedzi.

NARRACJA TRZECIOOSOBOWA

   Całkowicie nieświadomy Edmund spokojnie szukał kamienia gdy jego sylwetkę obserwowało kilku ludzi… no może nie do końca ludzi.
- Co z nimi robimy? – zapytał ciemnowłosy chłopak, na oko miał piętnaście lat.
- Musimy powiadomić wodza. – odezwał się trochę starszy od niego chłopak. Byli bardo podobni, najwyraźniej bracia.
- Powiemy mu ale najpierw zajmijmy się polowaniem, w końcu po to tu przyszliśmy. – zdecydował najstarszy. Jego blond włosy spadły na oczy kiedy odwrócił się i ruszył przed siebie z dumnie uniesioną głową. Był to syn wodza.

---------------------------------

No i jak? Jest trochę dłuższy niż zazwyczaj ale tylko trochę.
Pierwszy raz (na tym blogu) napisałam narracje trzecioosobową. Jak się podoba? Myślę że już więcej nie będzie ale może... Zobaczę jak mi to wyjdzie.
Nie wiem kiedy będzie następny rozdział, może się tak zdarzyć że za miesiąc więc nic nie gwarantuje.
Teraz jestem zabiegana z powodu początku roku i mam do zrobienia kilka rzeczy a chcę jeszcze skorzystać z ostatnich dni wakacji...
Nie wiem co tu jeszcze napisać...
Chyba już wszystko.
Wika