środa, 22 kwietnia 2015

Epilog i oficjalne zakończenie księgi 1

Prolog udało mi się napisać wcześniej niż podejrzewałam! Mam nadzieje że się wam spodoba!
Miłego czytania!

Epilog
Charlotta

   Od postrzelenia Gabriela i złapania hrabi minął miesiąc, Gab wszystko mi wytłumaczył i przebaczyłam mu. Edmund jest chyba najsłodszym dzieckiem świata, a ja jestem jego ulubioną ciocią. Staram się opiekować nim jak najczęściej, uwielbiam go. Gideon i Gwendylon przyjeżdżają do nas regularnie, co tydzień i spędzamy ten czas razem.
   Przez cały dzień wszyscy zachowywali się dziwnie, nikt nic nie chciał mi powiedzieć. Gabriel mnie unika od dwóch dni, boje się że chce ze mną zerwać. Mam nadzieje że moje podejrzenia są nieprawdziwe.
- Kochanie, idź przebrać się do obiadu. – powiedziała mama.
- Dlaczego? Źle wyglądam? – popatrzyłam na swoje czarne dżinsy i beżowy sweterek.
- Nie, wyglądasz bardzo dobrze. Ale chcę żebyś dziś wyglądała jeszcze lepiej, ubierz jakąś ładną sukienkę. – powiedziała a ja już wiedziałam że coś się święci.
- Dobrze. – wzruszyłam ramionami i wstałam. Gdy byłam na schodach usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi wejściowych i głos mojej kuzynki:
- Char! Czekaj! – podbiegła do mnie i uściskała – Tak się cieszę że cię widzę. Idziesz się przebrać? – zapytała.
- Tak, przyjedzie Eddy? – zapytałam z nadzieją.
- Pewnie, przyjadą trochę później z Gabrielem. – oświadczyła i pociągnęła mnie w stronę mojego pokoju.
- Z Gabrielem? A co on u was robi? – zdziwiłam się.
   Gideon nie do końca przepadał za Gabem ale czasami go tolerował, na prośbę Gwen.
- Miał jakąś sprawę. Siadaj! – rozkazała pokazując na krzesło obok toaletki. Podeszła do mnie i zaczęła czesać mi włosy – Jak je upiąć? – zastanawiała się.
- Czekaj! – powiedziałam – Mam bardzo zwariowany pomysł. – powiedziałam przygryzając wargę.
- Jestem specjalistką od wykonywania takich pomysłów, dawaj. – powiedziała zaciekawiona.
- Już od dłuższego czasu myślę o przefarbowaniu włosów. – wytłumaczyłam – Mam nawet farbę, mogłabyś mi pomóc. Zrobimy to dzisiaj? – zapytałam.
- Masz farbę? – Gwen cała promieniała.
- Mam ale Lady Arista będzie zła bo chce mieć czerwone włosy. – Gwen popatrzyła na mnie jak na wariatkę.
- A co ją to obchodzi? Masz powyżej osiemnastu lat więc możesz farbować włosy jak i kiedy chcesz. – oświadczyła i weszła do mojej łazienki – Gdzie masz tą farbę?
- W szafce nad umywalką.
   Po dłuższym czasie miałam już zafarbowane włosy i spięte w piękny kok, muszę przyznać że kolor mi się bardzo spodobał i miałam nadzieje że Gabrielowi również przypadnie do gustu. Gen zrobiła mi lekki makijaż i pomogła wybrać sukienkę i dodatki…
- Gotowa? – zapytałam.
- Ja tak ale ty nie. – popatrzyłam na nią zdziwiona – Paznokcie. – wyjaśniła Gwen. Pomalowała mi je na beżowy i wyjęła łańcuszek z torebki, podała mi go.
- Nie mogę go przyjąć. – pokręciłam głową.
- Możesz, możesz. Powiedzmy że to jest prezent na imieniny. – powiedziała zapinając mi łańcuszek na szyi.
- Dziękuje. – szepnęłam i mocno ją uściskałam.
- Chodźmy już, chce zobaczyć miny wszystkich jak zobaczą twoje włosy. – zachichotałyśmy i wyszłyśmy z pokoju.
   Gdy weszłyśmy do jadalni na twarzach zebranych mieszało się zdziwienie i… zdziwienie. Gabriel podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek, Gideon zrobił to samo z Gwen.
- Wyglądasz piękne. – wyszeptał mi mój chłopak do ucha. Teraz zauważyłam że ma na sobie garnitur.
-Ty też niczego sobie, przystojniaku. – zaśmiałam się i usiedliśmy koło siebie.
   Jedliśmy w ciszy, gdy pan Bernhard postawił na stole deser w postaci truskawkowego tortu, Gabriel popatrzył na Gideona a ten dał mu znak głową. Co tu się dzieje?
   Gab wstał i zaczął szukać czegoś w kieszeniach, popatrzył z przerażoną miną na Gwen która wzruszyła ramionami.
- Tego szukasz? – zapytał Nick podając mojemu chłopakowi czerwone, małe pudełeczko. Co on mi się chce oświadczyć?!
   Ukląkł przede mną na jedno kolano i zapytał:
- Char, wyjdziesz za mnie? – otworzył pudełeczko i zobaczyłam piękny pierścionek…
- Tak. – wykrztusiłam w końcu. Gabriel odetchnął z ulgą, wsunął na mój palec pierścionek i pocałował mnie w rękę.
- Dziękuje. – szepnął, uśmiechnęłam się i delikatnie go pocałowałam.
- Fuuu! – zapiszczała Caroline zasłaniając oczy, podobnie jak Nick. Wszyscy się zaśmialiśmy.

Falk de Villiers

   Właśnie miałem wychodzić z głównego budynku Loży kiedy zatrzymał mnie biegnący Georg.
- Wszędzie cię… szukałem. – wydyszał między głębokimi oddechami – Jakiś chłopak chce z tobą rozmawiać.
- Powiedz mu żeby przyszedł jutro. – powiedziałem idąc dalej.
- Ale on mówi że to bardzo ważne, ma coś dla ciebie.
- Dobrze, gdzie on jest? – zapytałem zrezygnowany.
- Czeka w twoim gabinecie.
   Gdy wszedłem do gabinetu przy biurku siedział mężczyzna około pięćdziesiątki, miał włosy pokryte siwizną i brązowe oczy.
- Kim pan jest? – zapytałem.
- Aaron Morgan. – przedstawił się – Mam coś dla pana.
- Wspomniano mi o tym, co to takiego?
- Spełnienie marzeń Gwendylon i Gideona de Villiers. – wstał, podał mi gładki i różnokolorowy kamień – Pomoże Edmundowi. – powiedział i zniknął. Tak po prostu, rozpłynął się w powietrzu zostawiając mnie z tajemniczym kamieniem w ręcę.
KONIEC
---------------------------------------------------------------
Mam nadzieje że się wam spodobał. Wiem że jest głównie z punktu widzenia Charlotty ale tak jakoś...
Jest to koniec księgi pierwszej! Księgę drugą postaram się zacząć jak najwcześniej ale obawiam się że będzie to dopiero w czerwcu. Mam już nowy pomysł ale muszę go rozwinąć i zapisać, co za tym idzie muszę mieć czas i spokój! Więc niestety trochę musicie poczekać!

Do przeczytania w następnej księdze!
Wika

wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 21

Wiem że rozdział miał być wczoraj ale już przeprosiłam i dodaję go dzisiaj. Mam nadzieje że się spodoba!
Miłego czytania!

Rozdział 21
Gwendylon

   Po dwóch tygodniach w szpitalu mogłam wyjść razem z Edmundem. Gideon pomógł mi się spakować i zaniósł bagaże do samochodu, wyszłam z synkiem na rękach.
- Proszę. – powiedział Gideon otwierając drzwi od samochodu, włożyłam Edmunda do fotelika i zapięłam mu pasy. Kiedy koło niego siadałam uśmiechnął się przesłodko i coś wymamrotał.
- Wszyscy czekają na nas w domu. – oświadczył mój mąż zapalając samochód.
- To dobrze. – stwierdziłam. Resztę drogi bawiłam się z małym i rozmawiałam z Gideonem.
- Mam dla ciebie niespodziankę. – powiedział gdy wysiadaliśmy pod domem.
- Co…? – przerwał mi pisk Charlotty, nawet nie wiem kiedy znalazła się przy mnie.
- Mogę małego? – zapytała z miną szczeniaczka, podałam jej mojego synka – Cześć, Eddi. – zaszczebiotała na co mały się uśmiechnął, ja też się uśmiechnęłam i podeszłam do Gideona.
- Popatrz. – szepnęłam, odwrócił się w stronę mojej kuzynki i uśmiech wypłynął na jego twarz – Będzie dobrą ciocią. – stwierdziłam i razem poszliśmy do domu.
- Gwendylon! Jak się czujesz? – zapytała Lucy podchodząc do mnie, przytuliła mnie – Jest śliczny. – powiedziała.
- Wiem. – uśmiechnęłam się.
- Gideonie, o której wychodzisz? – zapytała Grace.
- Pokażę Gwen niespodziankę i znikam. – popatrzył na mnie z uśmiechem – Chodź. – weszliśmy po schodach na górę i Gideon otworzył drzwi koło naszej sypialni. Moim oczom ukazał się przepiękny pokoik dziecięcy…

- Jest piękny. – wyszeptałam – Sam go urządziłeś?
- Przyznam że prawie, nie wiedziałem czy zielone ściany czy niebieskie, Luci wybrała. – przyznał.
- Wiesz że cię kocham? – zapytałam podchodząc do niego.
- Nie, możesz mi to udowodnić? – zapytał z chytrym uśmieszkiem.
- Jesteś niemożliwy. – zaśmiałam się. Pocałowałam go, przyciągnął mnie bliżej i pogłębił pocałunek.
- Muszę już iść. – wyszeptał kiedy się od siebie odsunęliśmy.
- Uważaj na siebie! – krzyknęłam za nim. Później zeszłam na dół i zaczęłam rozmawiać z Lucy, Grace i Charlottą, miały bardzo dużo pytań.

Gabriel

   Jechaliśmy wzdłuż plaży, szukaliśmy odpowiedniej jaskini. Gideon uparł się że pojedzie z nami pomimo sprzeciwów Loży.
- To tutaj! – zawołałem do kierowcy. Zatrzymaliśmy się koło skały przypominającej głowę kota, pamiętałem ją z mojego pierwszego spotkania z hrabią – Musimy zejść na dół. – powiedziałem i zacząłem ześlizgiwać się po skarpie, inni poszli w moje ślady.
- Gdzie teraz? – zapytał Gideon stając koło mnie.
- To ta jaskinia. – powiedziałem wskazując na otwór w skale, mąż Gwen pokiwał głową i pokazał strażnikom żeby weszli pierwsi. Weszliśmy ostatni zapalając latarki, doszliśmy do komnaty w której mieszkał hrabia. Zobaczyłem że czterech mężczyzn unieruchomiło go i związują mu kończyny.
- Dobra robota, chłopaki. – powiedział Gideon i zaczął iść w stronę strażników.
   Coś mi nie pasowało. Ten wyraz wyższości na twarzy hrabiego, zdecydowanie coś nie grało. Rozglądnąłem się i zauważyłem mały pistolet przymocowany do ściany, dopiero po chwili zobaczyłem że spust jest połączony z linką przez którą właśnie przechodził Gideon.
   Po chwili zrobiłem coś czego nigdy bym się nie spodziewał, zasłoniłem Gideona. Poczułem ból w ramieniu i upadłem, powoli ogarniała mnie ciemność…
---------------------------------------------------------
Może to nie jest najpiękniejszy rozdział jaki napisałam ale mam nadzieje że się spodobał!
Mam jeszcze niedopracowany epilog a potem zawieszam bloga. Dlatego zawieszam a nie zamykam bo posłuchałam pauliny patrycji, powinniście jej dziękować!
Ps. Jeśli będę miała jakiś pomysł to napiszę gdzieś w połowie czerwca (będę miała wtedy więcej czasu na pisanie).
Wika

sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 20b i wiadomość!

Mam drugą część rozdziału 20, wyszła jak następny rozdział ale...
Miłego czytania!

Gwendylon

   Obudziłam się i wiedziałam że jestem sama w pokoju. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się, na dole w kuchni znalazłam liścik:

Do pani de Villiers
Poszedłem do sklepu żeby uzupełnić lodówkę.
Kocham, Gideon.

   Uśmiechnęłam się i wyszłam do ogrodu, usiadłam na ławeczce koło altanki. Wiedziałam że to będzie moje ulubione miejsce.
   Usłyszałam szelest i odwróciłam się w stronę drzew, w moją stronę szedł Gabriel.
- Cześć. – powiedziałam i przytuliłam go na powitanie, oddał uścisz szepcząc:
- Hej.                                                                                                                         
- Może wejdziemy do domu? – zaproponowałam gdy odsunęliśmy się od siebie. Pokiwał głową i poszliśmy do kuchni, usiedliśmy.
- Musisz mnie wysłuchać. – powiedział błagalnie.
- Słucham. – powiedziałam, nie rozumiałam o co mu chodzi.
- Wiem gdzie jest hrabia.
- Co? – z przejęcie aż wstałam.
- Usiądź, musisz wiedzieć coś jeszcze. – powiedział cicho, posłuchałam – Byłem jego szpiegiem. – wyznał, zszokowało mnie to – Miałem przyprowadzić do niego Charlotte ale… nie mogłem. – ostatnie słowa wyszeptał i spuścił wzrok.
- Rozumiem. – powiedziałam, popatrzył na mnie zdziwiony.
- Co?
- Kochasz ją i nie chcesz żeby coś jej się stało. – wytłumaczyłam – Ja mam tak samo. – dodałam z uśmiechem.
- Może później o tym pogadamy, mamy ważniejsze rzeczy do omówienia. Więc, jak nie spełniłem jego polecenia to wbił mi nóż w brzuch. Od tamtego momentu postanowiłem że nie będę mu więcej służył. – popatrzył mi w oczy, wiedziałam że mówi prawdę – Proszę cię tylko o jedno, przebaczenie.
- Wybaczam ci. – zdziwił się – Mówię to dlatego że odmówiłeś hrabiemu, nie wykonałeś jego rozkazu.
- Dziękuje. – szepnął – Hrabia ukrywa się na nabrzeżu, w jaskini. Mogę zaprowadzić tam strażników.
- Dobrze, zaraz… - przerwał mi Gideon, wchodził właśnie przez drzwi.
- Gweny, jesteś?
- W kuchni! – odkrzyknęłam. Mój mąż wszedł do kuchni i położył zakupy na blacie. Przygarnął mnie do siebie i namiętnie pocałował – Gabriel wie gdzie ukrywa się hrabia. – powiedziałam gdy odsunęliśmy się od siebie.
- Jest w jaskini niedaleko południowej plaży. – powiedział Gab.
- Skąd to wiesz? – zapytał Gideon podchodząc do niego.
- Byłem jego szpiegiem. – wyznał cicho. Gideon złapał go za koszule i (dosłownie) rzucił nim o ścianę.
- Jak śmiesz tu przychodzić?!! – zagrzmiał podchodząc do niego.
- Gideonie, on chciał pomóc! Zostaw go! – krzyczałam, nagle poczułam ból w brzuchu i przytrzymałam się szafki – Gideonie! – krzyknęłam w panice. Poczułam że wody mi odeszły, upadłabym gdyby nie silne ramiona które mnie podtrzymały.
- Dzwoń do doktora. – powiedział Gideon rzucając komórkę w stronę Gabriela. Zaniósł mnie do salonu.

Gideon

   Po czterech godzinach siedzenia na korytarzu drzwi się otworzyły i wyszedł uśmiechnięty doktor White.
- Co z Gweny? Co z dzieckiem? – zapytałem zrywając się z miejsca.
- Wszystko w porządku. – uspokoił mnie doktor – Masz zdrowego szyna, Gwendylon odpoczywa ale możesz do niej wejść. – wszyscy wstawali już z miejsc ale doktor zatrzymał ich gestem – Tylko Gideon.
   Wszedłem do biało-niebieskiego pokoju i zobaczyłem Gweny trzymającą na rękach dziecko, mojego syna. Uśmiechnąłem się i usiadłem koło moich aniołków.
- Jak się czujesz? – zapytałem i pocałowałem w czoło moją żonę.
- Dobrze, ochocisz mały dał mi trochę w kość. – zaśmiała się – Edmund de Villiers. – wyszeptała.
- Mój szyn. – powiedziałem.
- Nasz syn. – poprawiła mnie i podała mi dziecko, najpierw bałem się że go upuszczę ale później byłem szczęśliwy gdy patrzyłem na zamknięte oczy i twarzyczkę dziecka w moich ramionach. Ziewnął i otworzył swoje, błękitne jak ocean oczy, były piękne.
--------------------------------------------------------
A teraz wiadomość... a raczej trzy:
Pierwsza:
Zostałam nominowana do LBA przez Nicol Kubek i Paulina Patrycja ale nie będę pisać bo: moim zdaniem nie zasłużyłam i nie mam dziś czasu, w ogóle cud że udało mi się wstawić tego posta!
Druga:
Wiem że was zawiodę ale dzisiaj nie będzie następnego rozdziału. Postaram się dodać go jutro ale niewiem czy mi się uda.
Trzecia:
Zamierzam zamknąć tego bloga!
Mam zamiar zakończyć tą historię.
Mam w planach jeszcze jakieś dwa-trzy rozdziały i się z wami pożegnam.
Może kiedyś wrócę żeby opisać historię Edmunda... Jeśli wpadnę na jakiś fajny pomysł to na pewno.
Bądźmy szczerzy, brak mi pomysłów i nie wydaje mi się żebym mogła jeszcze coś wymyślić do Gwendylon i Gideona więc...
Przykro mi ale mam nadzieje że będziecie dobrze wspominać tego bloga ale na razie Do napisania przy następnym rozdziale!
Wika

czwartek, 16 kwietnia 2015

Rozdział 20

Niestety dzisiaj udało i się napisać tylko połowę! Wiem, zawiodłam was! Przepraszam! Postaram się nadrobić to jutro albo w sobotę! Naprawdę mi przykro ale myślę że ten rozdział jest lepszy jakościowo od poprzedniego.
Miłego czytania!

Rozdział 20
Gwendylon

   Obudziłam się w nieznanym pokoju, na początku się przestraszyłam. Chciałam wstać ale przygniatała mnie czyjaś silna ręka, odwróciłam głowę i ujrzałam mojego śpiącego męża. Ostrożne zdjęłam jego rękę z talii i wstałam, cichutko ubrałam jego koszule z wesela i zaczęłam szukać szafy.
   Sypialnia była dość duża, na środku stało wielkie łoże małżeńskie z baldachimem a przed nim jasno drewniany stolik. Po dwóch stronach łóżka stały etażerki, na ziemi leżał wielki, miękki i biały dywan. Ściany były kremowe, na ścianie po prawej stronie było dwoje drzwi a na ścianie po lewej jeszcze jedne i wisiały dwa zdjęcie. Pierwszy przedstawiał mnie i Gideona, kiedy byliśmy parą pierwszy raz, a drugi, kiedy byłam już w ciąży.
   Uśmiechnęłam się i otworzyłam pierwsze drzwi po prawej, okazało się że to garderoba. Zaczęłam szukać moich rzeczy, znalazłam! Widziałam też że część damskich ubrań jest nowa, będę musiała porozmawiać z Lucy. Wybrałam jakieś moje ciuchy i otworzyłam drugie drzwi, łazienka. Weszłam do pomieszczenia i się rozejrzałam
   Była tam dwuosobowa wanna i prysznic, wybrałam prysznic. Wykąpałam się, ubrałam i wysuszyłam włosy. Postanowiłam coś zjeść, wychodząc z sypialni sprawdziłam czy Gideon jeszcze śpi.
   Trzecie drzwi prowadziły do korytarza, poszłam w prawą stronę i natknęłam się na schody, więc zeszłam po nich. Trafiłam do przytulnego salonu…
                                   
   Dalej była nowoczesna kuchnia, szafki były białe a ściany czarne. Na środku była biała wyspa z wysokimi krzesłami.
   Za bardzo się nie rozglądając podeszłam do lodówki.
   Po zjedzeniu kanapek postanowiłam wyjść do ogrodu. Otworzyłam drzwi i zamarłam… Słowo „piękne” to za mało, ogród był boski!
   Ścieżka prowadziła w prawo i lewo, wybrałam prawą. Po dwóch stronach kostki były posadzone krzaki róż na końcu ścieżki była przepiękna altanka, drewno było porośnięte bluszczem.
   Usiadłam na ławeczce i przyglądałam się kwiatom, koło altanki była piękna magnolia.
- Gwen? – usłyszałam słaby głos Gabriela.
- Gab! – wykrzyknęłam radośnie – Gdzie byłeś? Dlaczego nie było cię na ślubie?
- Muszę z tobą porozmawiać. – powiedział, jego głos był zduszony jakby coś go bolało – Spotkamy się tu jutro. – szepnął i zniknął za drzewami.
- Gweny? – zawołał Gideon z domu.
- Już idę! – odkrzyknęłam i wróciłam.

J

   Dzień minął mi wspaniale, przez cały czas byłam z Gideonem i robiliśmy coś razem. Siedzieliśmy na kanapie przed telewizorem gdy zaczęłam ziewać.
- Idziemy spać? – zapytał mój mąż.
- Jeszcze nie, zobaczymy do końca ten film. – szepnęłam i położyłam głowę na jego raieniu.
- Dobrze. – szepnął i pocałował mnie w czoło. Nie wiem czy to przez ciąże czy bliskość mojego ukochanego ale zasnęłam…

J

   Przede mną stał hrabia z jakimś kamieniem w ręce, drugą ręką trzymał chłopczyka za kark. Znałam tego chłopca, to Edmund.
- Nigdy do tego nie dopuszczę. – wysyczał hrabia.
- Do czego?! – wydarłam się – Edmund i tak się urodzi!
- Ale nie będzie się przenosił w czasie! – zaśmiał się szyderczo i ścisnął chłopczyka za gardło – Wybieraj! Kamień czy chłopak? – patrzył na mnie spod przymrużonych powiek. Gdy rzuciłam się na pomoc chłopcu hrabia roztrzaskał kamień o podłogę.
----------------------------------------------------
Jeszcze raz przepraszam że was zawiodłam (w szczególności Paulinę Patrycje bo już ostatnio strzeliła focha ☺)!
Mam nadzieje że z tego powodu mnie nie opuścicie! Bardzo was lubię więc zostańcie!
Ps. coś dziwnego stało mi się z obrazkami! Nie mogę ich dobrze ustawić!
Wika

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozdział 19

Przepraszam że taki krótki i nudny ale (szczerze) nienawidzę pisać ślubów i wesel więc strasznie i się to ciągnie... Mam nadzieje że następny rozdział będzie mi się pisało lepiej i szybciej. ☺
Miłego czytania!

Rozdział 19
Gideon

   Nareszcie! Jesteśmy małżeństwem! Gweny jest tylko moja… może nie tylko, jest jeszcze mój synek.
   Do moich uszu dobiegły okrzyki radości i owacje, oderwałem się od Gwen. Spojrzałem w jej oczy i zobaczyłem szczęście i bezgraniczną miłość, uśmiechnąłem się bo wiedziałem że ona z moich oczu może wyczytać to samo.
- Musimy iść. – szepnęła moja żona. Bez słowa wziąłem ją pod ramie i wyprowadziłem na dwór. Na schodach byli ustawieni nasi przyjaciele i rodzina, zaczęli obsypywać nas ryżem.
- Tak się cieszę! – wykrzyknęła Selina.
   Wsiedliśmy do białej limuzyny i pojechaliśmy do ogrodu, który moja matka wynajęła specjalnie na wesele, dojechaliśmy po piętnastu minutach. Selina organizowała to przez prawie miesiąc i wyszło cudownie…
   Stanęliśmy koło pustych stołów, zaczęło się dawanie prezentów. Jęknąłem w myślach.
   Pierwsza podeszła do nas Grace, Caroline i Nick. Grace miała na sobie… (niebieska sukienka)

- Tak się cieszę! – pisnęła dziewczynka, uśmiechnąłem się i podniosłem ją.
-Dlaczego? – zapytałem, Grace ściskała moją żonę. Caroline pocałowała mnie w policzek i postawiłem ją.
- Bo bardzo cię lubię. – odpowiedziała.
- Cieszę się waszym szczęściem! Zawsze myślałam że jeśli Loża się o tobie dowie to stanie się coś złego, miałam racje. Ale wybrnęliście z tego cało i, co najważniejsze, razem. – przytuliła nas i wręczyła dość durze pudełko.
   Następna była moja mama, ojczym, Lucy i Paul.
   Moja matka miała na sobie filoetową, prostą suknie do kostek i czarne szpilki, w ręce trzymała czarną torebeczkę. Lucy była ubrana trochę inaczej… (czarna sukienka)

- Synu, jestem z ciebie dumny. – powiedział ojczym wyciągając rękę. Uścisnąłem ją z miną skazańca, natomiast z uśmiechem odwróciłem się do mojej teściowej.
- Gideonie! Tak się cieszę! – wykrzyknęła rozradowana Lucy. Paul ścisnął mi rękę, tak mocno że aż się wykrzywiłem, i nachylił się do mojego ucha.
- Jeśli ją skrzywdzisz to przysięgam że wypróbuje nowy pistolet. – szepnął, pozornie przyjaznym tonem. Ciężko przełknąłem ślinę.
- Postanowiliśmy dać wam wspólny prezent! – zapiszczała moja matka – Proszę. – podała mi czerwone pudełeczko, otworzyłem je i zobaczyłem pęk kluczy – Kupiliśmy wam domek! – pisnęła.
- Niedaleko miasta ale w spokojnej okolicy, Lucy pomagała wybrać i urządzić pokoje więc powinien się podobać. – powiedział Paul, uściskali nas jeszcze raz i odeszli.
   Później przyjmowaliśmy prezenty od ludzi których znałem lub nie. Gdy już skończyliśmy usiedliśmy przy stole, orkiestra zaczęła grać. Wstałem i pochyliłem się lekko.
- Mogę prosić? – szepnąłem do Gwen. Specjalnie na tą okazje brała u mnie lekcje.
- Myślę że moja kuzynka sofa jest lepszą partnerką. – powiedziała i zachichotała.
- Niech pani się zgodzi. – popatrzyłem na nią figlarnie.
- Och, niech będzie. – wstała i podała mi swoją rękę, delikatnie ująłem ją. Gdy znaleźliśmy się na środku pustego parkietu kiwnąłem na zgodę do prowadzącego. Zaczęła grać powolna muzyka a my zaczęliśmy tańczyć.
- Pierwszy taniec pary młodej! – ogłosił mężczyzna. Wszyscy zaczęli się na nas patrzeć, po chwili inne pary zaczęły tańczyć. Piosenka się skończyła i wróciliśmy do naszego stolika.

Gwendylon

   Obserwowałam jak inni tańczą, rozmawiałam z gośćmi i bawiłam się z moim bratem. Nadszedł czas toastów, pierwszy był Gideon. Usiadłam przy stole, mój mąż wszedł na scenę i zaczął:
- Chcę wznieść toast za moją ukochaną żonę. Za to że jest ze mną w trudnych chwilach i że mnie kocha. Pragnę podziękować Lucy i Paulowi za to że dzięki nim Gwen mogła przyjść na świat. Grace dziękuje za to że tak wspaniale wychowała córkę. – wzniósł toast i usiadł koło mnie. W oczach miałam łzy, nie wiedziałam czy to ze wzruszenia czy przez hormony. Nachyliłam się i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek, wokół nas rozległy się wiwaty.
   Na scenę weszła Charlotta i włączyła mikrofon. Mała przepiękną sukienkę…
- Wiem że byłam kuzynką z piekła rodem, ale byłam zazdrosna. Teraz zrozumiałam że wy naprawdę mocno się kochacie. Wznoszę toast za przepiękną parę młodą!
   Później było jeszcze wielu którzy chcieli wznieść toast ale już ich nie słuchałam.
- Życzę ci wszystkiego najlepszego. – szepnęła do mnie Anna – Widziałaś gdzieś Gideona?
- Nie, on w ogóle przyszedł? – zapytałam szeptem.
- Nie widziałam go od…
- Tort! - krzyknęła moja młodsza siostra.
   Na środek sali wjechał piękny tort...

   Pokroiłam go razem z Gideonem i nakarmiliśmy się nim nawzajem, przez cały czas ktoś się śmiał. Było cudownie!
- Musicie już jechać. – powiedziała do mnie i Gideona Gace – Wasz nowy dom czeka. – dodała.
   Wstaliśmy i pożegnaliśmy się ze wszystkimi, wyszliśmy na dwór. Wsiedliśmy do limuzyny i ruszyliśmy w nieznane…
-----------------------------------------------
Mam nadzieje że się nie obrazicie na mnie za taki beznadziejny rozdział!
Proszę! Bądźcie wyrozumiali!
Kocham was, za to że jesteście ze mną.
Wika

sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział 18

Przepraszam że tak późno i krótki ale zajęło mi mnóstwo czasu pisanie go. W sumie, nie wiem dlaczego.
Miłego czytania!

Rozdział 18
Gideon

   Siedziałem przy łóżku Gwendylon już cały dzień i całą noc, ciągle się nie budziła. Bałem się o nią jak cholera! Ale muszę przyznać, że jej twarz wyglądała pięknie gdy była spokojna. Dokładnie za dwadzieścia cztery godziny mamy wziąć ślub a ona się nie budzi. Jeśli nie chciała tego ślubu to mogła powiedzieć a nie tracić przytomność! Kiedy zauważyłem że zemdlała od razu zawiadomiłem dr Whita, powiedział że to z wyczerpania i zaraz powinna się obudzić, że jej ciało po prostu się odstresowuje.
   Wpatrywałem się niewidzącym wzrokiem w okno gdy poczułem jak coś delikatnie dotyka mojej ręki, Gweny patrzyłam na mnie swoimi wielkimi, niebieskimi oczami i uśmiechała się.
- Gwen! – krzyknąłem i przytuliłem ją – Wszystko dobrze? Boli cię coś? – zapytałem gdy się od siebie odsunęliśmy. Westchnęła i pocałowała mnie, delikatnie i uroczo.

SOBOTA (dzień później) 15.00

- Gideon! Musisz to ubrać! – krzyczała za mną matka. Miałem na sobie czarny garnitur i buty, chciała żebym założył muszkę – Gwendylon musisz mi pomóc! – siedziałem zamknięty w pokoju więc nie widziałem jak podchodzi do drzwi.
- O co chodzi? – zapytała swoim pięknym głosem.
- Gideon nie chce włożyć muszki. – poskarżyła się Selina.
- Gideonie, posłuchaj matki bo nie zdążę się przebrać i do ołtarza pójdę nago!
- W czym to ma pomóc? – zapytała moja rodzicielka.
- Zaraz. – szepnęła moja narzeczona.
- Dobra, przyznaje się, jestem zbyt zazdrosny żeby cię puścić bez sukienki! – krzyknąłem i otworzyłem drzwi – Dajcie tą muchę. – mruknąłem i wyciągnąłem rękę. Obydwie zachichotały, przyciągnąłem  Gweny do siebie i pocałowałem namiętnie.
- Gideonie! Nie powinieneś jej widzieć przed ślubem! A już na pewno nie całować!! Cukiereczku, idź do Grace. Załóżcie już sukienkę. – powiedziała do Gwen słodkim tonem – A ty idziesz ze mną. – pociągnęła mnie za rękę.

Gwendylon

   Czym ja się tak denerwuje?
   Stałam przed drzwiami kaplicy i czekałam aż zacznie grać muzyka. Do ołtarza miał mnie zaprowadzić Paul jako ojciec, w końcu nim jest. Miałam na sobie… (biała sukienka, ale to chyba każdy się domyśla ☺),
Paul i wszyscy inni mężczyźni mieli czarne garnitury.
   Zaczęła grać muzyka i dwóch strażników otworzyło drzwi, pierwsza weszła Lesli. Była moją druhną i miała na sobie… (różowa sukienka) a włosy spięte w kok. 


   Specjalnie prosiłam ją żeby nie ubierała jakiejś wyszukanej sukni, zgodziła się.
   Paul lekko pociągnął mnie w stronę drzwi i poprowadził środkiem, zatrzymał się przy ołtarzu i podał moją rękę Gideonowi. Mężczyźni skinęli głowami na znak porozumienia i Paul odszedł, Gideon pocałował moją rękę i odwróciliśmy się do księdza.
- Zebraliśmy się tutaj aby połączyć tych dwoje węzłem małżeńskim… Gideonie de Villiers, czy chcesz dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński?
- Tak. – powiedział pewnie.
- Gwendylon Sophie Elizabeth Shepherd, czy chcesz dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński?
- Tak. – powiedziałam uśmiechem.
- Czas na przysięgę. – powiedział ksiądz. Ten sam ksiądz mnie chrzcił i bierzmował, teraz udziela mi ślubu.
- Ja Gideon biorę sobie Ciebie Gwendylon za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do końca naszego istnienia. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
- Ja Gwendylon biorę sobie Ciebie Gideonie za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do końca naszego istnienia. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. – obydwoje mieliśmy wyuczone przysięgi na pamięć, po to żeby wprowadzić w nich zmianę. Jest ona drobna ale dla nas bardzo ważna.
- Obrączki. – powiedział ksiądz bezgłośnie go Raphela. Zrobił zakłopotaną minę i zaczął szukać po kieszeniach, Gideon przewrócił oczami. Raphel podszedł do nas z otwartą dłonią na której leżały obrączki, Gideon wziął tą mniejszą.

- Żono przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. – powiedział zakładając obrączkę na mój palec. Wzięłam drugą obrączkę od brata mojego (za chwilę) męża.
- Mężu przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. – powiedziałam wsuwając obrączkę na jego palec, z przejęcia drżała mi ręka.
- Zawsze… - powiedział.
- W teraźniejszości… - zawtórowałam.
- Przyszłości…
- I przeszłości…
- Ogłaszam was mężem i żoną! – powiedział ksiądz donośnym głosem – Możesz pocałować pannę młodą.
   Gideon nachylił się do mnie i złączył nasze usta, objęłam go rękami za szyję. Jak przez szybę słyszałam wiwaty i oklaski, cała byłam skupiona na moim mężu.
------------------------------------
Myślę że wybaczycie i długość, naprawdę nie wiem dlaczego pisałam to tak długo.
Mam nadzieje że się spodobał!
Ps. Wesele będzie w poniedziałek, w następnym rozdziale!
Wika

czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział 17

Jest czwartek i jest nowy rozdział!
Miłego czytania!

Rozdział 17
Gwendylon

   Leżałam w łóżku, Gideon obejmował mnie czule i głaskał po brzuchu.
- Jak przyjdziesz na świat to zrobię ci najfajniejszy pokój na świecie. – powiedział całując mnie w brzuch. Poczułam delikatne kopnięcie i uśmiechnęłam się, Gideon chyba też je poczuł, bo przyłożył drugą rękę do mojego brzucha.
- Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. – powiedziałam.
- Dlaczego? – spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Bo kocham dwóch najfajniejszych mężczyzn na świecie. – pocałowałam go lekko w usta.
- Rozumiem że ten pierwszy to ja a drugi, to kto? Gabriel? Raphel? Który? – zachichotałam i pocałowałam go jeszcze raz.
- Ten pierwszy to Edmund a ten drugi to… - udałam że się zastanawiam, Gideon zrobił niezadowoloną minę – Może ty… Tak, na pewno ty. – uśmiechnął się i pocałował mnie
- Co byś powiedziała na spacer? – zapytał wstając.
- Czemu nie? – wstałam i ubrałam się. Gideon również się ubrał i zeszliśmy na dół, w salonie zastaliśmy Annę i Charlottę.
- Gdzie idziecie? – zapytała Ania, była moją przyjaciółką ale widziałam w jej oczach iskierki zazdrości kiedy jestem w towarzystwie.
- Na spacer. – odpowiedziałam – Gdzie Gabriel? – zapytałam Char.
- Mój strażnik powiedział, że praca go wzywa. – powiedziała chichocząc.
- Gwen, idziemy? – zapytał Gideon.
- Już idę. – odpowiedziałam i pomachałam przyjaciółką. Podeszłam do niego i delikatnie pocałowałam.
- Chodźmy. – wyszeptał i otworzył drzwi.

Charlott

   Widziałam jak Anna patrzy na Gideona i Gwen, zdradziły ją iskierki złości.
- Dlaczego przyjechałaś? – zapytałam gdy drzwi zamknęły się.
- Już mówiłam. – odpowiedziała odwracając się do mnie.
- Niewierze że Gwendylon nie napisała do ciebie po tym jak zaczęła umawiać się z Gideonem. Czemu więc jesteś o niego zazdrosna?
- Bo… Ja… Kiedyś się w nim kochałam. – z wrażenia oczy wyszły mi na wierzch.
- Co? – wyjąkałam.
- Miałam piętnaście lat, byłam tu, w Londynie. On chodził do szkoły, ja mieszkałam niedaleko. Wiesz że zdaje egzaminy w różnych krajach i szkołach, w tamtej miałam dwa. Widziałam go dwa razy, od razu się zakochałam. Patrzyłam codziennie jak przyjeżdża do szkoły i jak odjeżdża. Nie odważyłam się powiedzieć mu, co do niego czuję, myślę, że dobrze zrobiłam. – powiedziała i odwróciła wzrok.
- Nie mam nic do ciebie, ale ostrzegam, jeśli zniszczysz ślub Gwen lub jej przyszłość, to pożałujesz tego. – powiedziałam ostrym tonem, wstałam i poszłam do mojego pokoju.

Gwendylon

   Szliśmy przez park, przez cały czas trzymaliśmy się za ręce. Uśmiechałam się widząc nasze splecione palce. Poczułam się słabo.
- Może usiądziemy? – zaproponowałam.
- Zaraz, pokażę ci coś wyjątkowego. – pociągnął mnie w stronę zbocza – Choć. – dopiero teraz zauważyłam kręte schodki prowadzące na sam dół. Zeszliśmy nimi i stanęliśmy na środku pięknej polany. Była porośnięta fioletowymi wrzosami i jakimiś różowymi kwiatkami, których nie znałam, podeszliśmy na środek.
- Piękne. – szepnęłam, co wywołało jeszcze szerszy uśmiech na twarzy mojego ukochanego.
- Co? – zapytał gdy zobaczył że mu się przyglądam.
- Nic. Po prostu się kocham. – powiedziałam i usiadłam na ziemi. Usiadł za mną i obiął od tyłu.
- Też cię kocham. – pogłaskał mnie po brzuchu – I naszego synka. – szepnął mi do ucha, zadrżałam. Chciałam go pocałować, ale zerwał się porywisty wiatr i musieliśmy wstać z ziemi.
- Musimy wracać. – powiedziałam. Weszliśmy po schodkach i ruszyliśmy ścieżką prowadzącą do domu. Byliśmy już w połowie drogi gdy zrobiło mi się słabo i musiałam podeprzeć się na Gideonie.
- Co jest? Gwen? – zapytał przestraszony Gideon.
- To nic. Wszystko w porządku. – mruknęłam, ale dalej niepewnie stałam na nogach.
- Widzę, że coś ci jest. Usiądź tu, zadzwonię po taksówkę. – poprowadził mnie do ławki i wyjął telefon. Rozmowy już nie słyszałam bo ogarnęła mnie ciemność…
---------------------------
Wiem, rozdział krótki i nudny ale... Mam nadzieje że się spodobał.
Powiem wam szczerze że zastanawiam się nad zamknięciem tego blog bo jakoś mi nie wychodzi. Ale najpierw muszę zamknąć wiewióra w lochach (teraz śmieje się i zacieram ręce, jak diabełek). ☺
Mam jeszcze parę pomysłów... Które niestety się kończą. :-'(
Na razie tylko o tym wspominam, może wena odżyje?
Wika