środa, 29 lipca 2015

Rozdział 8

Zmienił mi się trochę pomysł na fabułę i dlatego zmieniłam tło. Mam nadzieje że teraz wam się też podoba!

Miłego czytania!

Rozdział 8
Edmund

   Gdy doszliśmy na parking szkoły zobaczyłem jak oczy Alex rozszerzają się z niedowierzania. Zaśmiałem się cicho i pociągnąłem ją w stronę limuzyny. Usiedliśmy koło siebie, na szczęście towarzyszył nam tylko kierowca.
- Więc… Gdzie mieszkasz? – spytała niepewnie.
- Poza miastem, zobaczysz, spodoba ci się. – stwierdziłem. Zauważyłem że na słowa „za miastem” spięła się – Spokojnie. Przecież nie wywiozę cię do lasu i zabiję. – wyszczerzyłem zęby na co odpowiedziała nikłym uśmiechem. Zaraz potem spuściła głowę i wpadła w wir myśli.
- Ej, co jest? – podniosłem palcem jej podbródek i popatrzyłem w oczy.
- No bo… Teraz poznam twoich rodziców a my znamy się dopiero jeden dzień. – powiedziała piskliwym, przestraszonym tonem. Zaśmiałem się na jej reakcje – Przecież nawet nie wiesz co lubię.
- Oj, tu się mylisz. – spojrzała na mnie z uniesioną brwią a ja, nie zwracając na nią uwagi, kontynuowałem – Lubisz jagodowe babeczki i cytrynowe lody, nienawidzisz ryb i grzybów. Uwielbiasz jeździć na rowerze ale dopiero jako ośmiolatka nauczyłaś się jeździć sama i pierwszy raz się wywróciłaś, złamałaś wtedy lewą rękę i zdarłaś obydwa kolana. Nie lubisz spódniczek ale nosisz je bo myślisz że ładnie wyglądasz a moim zdaniem jeszcze lepiej wyglądałabyś jakbyś była sobą. Nawet w podartych dżinsach na rowerze. – zaśmiałem się, patrzyła na mnie z zaskoczeniem i… szczęściem – Uwielbiasz swoją siedemdziesięcioletnią ciotkę która jest wdową i ma złote rybki. Od zawsze chciałaś mieś psa ale rodzice się na to nie zgadzali, marzyłaś o labradorze do piętnastego roku życia a później zmieniłaś na cocker spaniela…
- Dobra! Już wystarczy! – zaśmiała się przerywając mi.
- I dalej twierdzisz że nic o tobie nie wiem? – zapytałem z głupim uśmieszkiem.
- Przyznaje ci racje, wiesz o mnie dużo. – powiedziała z uśmiechem, po chwili zmarkotniała – Ale nie wiesz najważniejszego… - powiedziała wypranym z emocji głosem – Mój tata zmarł pół roku temu. – dokończyła tym samym tonem ale widziałem jej zmagania z łzami.
   Odpiąłem pas i przysunąłem się do niej obejmując ramieniem. Oparła się na moim ramieniu i zaszlochała. Jechaliśmy tak kilka minut, ja wsłuchiwałem się w jej szlich który rozdzierał mi serce… Właściwie dlaczego?
- Już… już w porządku. – wymamrotała odsuwając się lekko.
- Poczekaj. – wyjąłem z plecaka chusteczkę i przejechałem po jej policzkach ocierając zniszczony makijaż.
- Dzięki. – uśmiechnęła się blado – Nawet nie wiem dlaczego powiedziałam ci to wszystko.
- Bo mi zaufałaś i… cieszę się z tego! – uśmiechnąłem się delikatnie.
- Paniczu Gideonie, dojechaliśmy. – usłyszałem gburowaty głos kierowcy.
   Prychnąłem w myślach i otworzyłem drzwi. Podałem rękę wysiadającej Alex i poprowadziłem ją do frontowych drzwi. Białowłosa była zdenerwowana, widziałem to po niej. Otworzyłem drzwi i wszedłem pierwszy do środka, Alexa niepewnie weszła za mną.
- Edi! – usłyszałem krzyk mojej siostry.
   Wbiegła do przedpokoju i rzuciła się w moją stronę. W ostatniej chwili zobaczyłem że trzyma w ręce sok i odsunąłem się żeby nie nie ochlapała. Niestety zapomniałem że za mną stoi Alexa. Alex krzyknęła kiedy moja siostra na nią wpadła rozlewając przy tym cały sok na białowłosą. Zacząłem się niekontrolowanie śmiać, zła mina dziewczyny jeszcze bardziej mnie rozśmieszyła.
- Cicho! Pacanie! – warknęła Alex.
- Co tu… O mój Boże! – krzyknęła moja mama wchodząc do pomieszczenia – Dominika! Powinnaś uważać! Idź do pokoju i przebierz się… A tobie, moje dziecko, dam jakieś ubrania. Chodź za mną. – mama kiwnęła w stronę Alex która niepewnie poszła za mamą.

J

   Okazało się że tatę wezwali do Loży więc jego kazanie trochę przesunie się w czasie. Gdy czekałem na Alex w salonie Dominika chodziła po pokoju z zaciętą miną. Po chwili zapytałem:
- Coś się stało? – najpierw pokiwała przecząco głową a po chwili westchnęła i przytuliła się do mnie na kanapie.
- Chodzi o to że… Teraz mama będzie miała dzidziusia… - przerwała.
- Tak, dlatego nie może się denerwować.
- Ale… Ty będziesz miał tą dziewczynę, rodzice nowe dziecko a… Ja? – popatrzyła mi w oczy, w jej samych była niepewność.
- Co „ty”? – zmarszczyłem brwi i przytuliłem ją mocniej.
- Ja zostanę sama… - nie dałem jej dokończyć.
- Co ty mówisz?! – wykrzyknąłem – Zawsze będziemy cię kochać! Zawsze będziesz moją małą siostrzyczką, nie zostawię cię.
- Dziękuje. – szepnęła wtulając się we mnie.
- Za co? – zdziwiłem się.
- Że jesteś.

-------------------------------------------
Dobra! Przyznaje się! Jest nudno, krótko i długo czekaliście.
Szczerze to nie wiem co tu napisać...
Następny rozdział będzie... hmm... W zasadzie nie wiem kiedy, będzie kiedy będzie.
Mam nadzieje że spodobało się wam i do napisania!
Wika
Ps. Po prostu pięknie! Mój Word (w który pisze rozdziały) przestał sprawdzać ortografię! A przy mojej dysortografii (człowiek monotonnie robi błędy ortograficzne pomimo że zna wszystkie reguły) to po prostu zabójstwo! Po prostu skaczę pod sufit! (czujecie ten sarkazm).

środa, 22 lipca 2015

LBA !


Serdecznie dziękuje Pauli (jej blog) za nominacje i przepraszam że tak długo czekała na odpowiedź!
☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺

Pytania:

1. Co jest dla ciebie najważniejsze w życiu?
- Rodzina.

2. Czy ktoś wie o tym, że piszesz z twoich bliskich?
- Wszyscy, jeśli ktoś nie wie to prędzej czy później się dowie. Nie przeszkadza mi to.

3. Co spowodowało, że zaczęłaś/zacząłeś pisać?
- Zamiłowanie do książek i moja koleżanka sprawiły że założyłam pierwszy blog a później mi się spodobało.

4. Masz rodzeństwo?
- Nie.

5. Ile lat masz?
- 15.

6. Jakim bohaterem z książki chciałabyś/chciałbyś być? Dlaczego?
- Żadnym, wiem że to dziwne, ale myślę że gdybym była bohaterem jednej z książek które czytam to nie poradziłabym sobie.☺

7. Czytasz książki? Jeśli tak co ci się w tym podoba?
- Czytam dużo książek (w porównaniu do wcześniejszych lat) i najbardziej zwracam uwagę na fabułę.

8. Jak długo masz bloga?
- Pierwszego am od końca lutego (innych nie chce mi się sprawdzać)☺.

9. Co spowodowało, że wybrałaś/eś taką historię bloga?
- Wpadłam na pomysł jak dokończyć tą serie książek.

10. Ile masz wyświetleń?
- Na każdym moim blogu jest umieszczona liczba wyświetleń (nie chce mi się sprawdzać).

11. Jakie masz hobby?
- Pisanie, czytanie książek i blogów, zajmowanie się zwierzętami (uczenie się ich nowych zachowań).

------------------------------
Nominuje:

---------------------------
Moje pytania:

1. Kiedy masz urodziny?
2. Chciałbyś/abyś mieć rodzeństwo? Dlaczego?
3. Ile masz bogów?
4. Czy planujesz jeszcze zakładanie innych blogów?
5. Jaką istotą fikcyjną (wampir, wilkołak, Nocny Łowca, podróżnik w czasie, itp.) chciałbyś/abyś być?
6. Jaki rodzaj książek najbardziej lubisz?
7. Jeśli mogłabyś dać trzem autorom różnych książek nagrodę za ich napisanie, komu byś ją przyznał/a i za jaką książkę?
8. Dlaczego zacząłeś/zaczęłaś pisać?
9. Jak nazywało się twoje pierwsze opowiadanie (nawet takie gdy byłeś/łaś bardzo mała)?
10. Co robisz w wolne dni?
11. Kiedy najlepiej ci się skupić?

Wika

wtorek, 21 lipca 2015

Rozdział 7

Przepraszam że czekaliście aż... prawie dziesięć dni! Ale mam nadzieje że ten rozdział was zadowoli.

Miłego czytania!

Rozdział 7
Edmund

   Moje serce zaczęło szybciej bić a żołądek obrócił się o 180 stopni. Jak mogłem dopiero teraz zobaczyć, jaka ona piękna?
   Jej długie, białe włosy były spięte w warkocz a piękne błękitne oczy skryte za okularami przeciwsłonecznymi, kiedy patrzy przez okno. Prześlizgnąłem się po niej spojrzeniem. Jej ciemne rurki idealnie opinały się na ciele a czerwona koszulka kontrastowała z włosami.
   Po chwili przypatrywania się jej odchrząknąłem żeby zwrócić jej uwagę. Odwróciła się i z westchnięciem zdjęła okulary. Oczy miała przymknięte i lekko ponury wyraz twarzy. Jej twarz rozjaśnił uśmiech gdy mnie zobaczyła, odpowiedziałem tym samym.
- A  więc, chodzisz tu do szkoły. – stwierdziła podnosząc sportową torbę z ziemi.
- Tak, mam cię oprowadzić. – powiedziałem entuzjastycznie – Co chciałabyś zobaczyć?
- Tak naprawdę to już wiem gdzie co jest. – powiedziała speszona, zmarszczyłem brwi.
- Co? – zapytałem mało rozumiejąc.
- Na przerwie jakaś dziewczyna mnie oprowadziła.
- Skoro tak… - zacząłem, podszedłem do niej i dodałem konspiracyjnym tonem – Dasz się zaprosić na spacer?
- J-Ja? – wyjąkała ale gdy kiwnąłem głową uśmiechnęła się jeszcze szerzej, kocham jej uśmiech – Nie masz teraz lekcji? – zapytała z obawą a jej mina zrzedła.
- Tą lekcje mam przeznaczoną dla ciebie, moje wychowawczyni tak zdecydowała, a na następnej mam W-F więc mogę się zerwać.
- Byłoby wspaniale. Ale na pewno poniesiesz jakieś konsekwencje, może lepiej zostań? – powiedziała kiedy szliśmy do wyjściowych drzwi szkoły.
- Spokojnie, tata napisze mi usprawiedliwienie, nie martw się. – przepuściłem ją w drzwiach.
   Zobaczyłem w oknie szkoły moją wychowawczynie odwróconą do mnie tyłem.
- Musimy przebiec za róg szkoły. – szepnąłem do Alexy.
   Złapałem jej rękę i zerwałem się do biegu w tym samym czasie kiedy nauczycielka odwracała się do okna. Przystanęliśmy bezpieczni za rogiem szkoły, Alex zachichotała a ja nie miałem zamiaru puścić jej dłoni.
- To gdzie teraz, przewodniku? – zapytała ze śmiechem.
   Przesunęła kciukiem po moich kłykciach a ja myślałem że trafił mnie piorun. Dreszcz przeszedł po moim kręgosłupie a ja zapomniałem gdzie jesteśmy i co robimy.

J

   Szliśmy przez park, dalej nie puszczałem jej ręki. Biło od nie dziwne, ale przyjemne, ciepło. Nic nie mówiliśmy ale od czasu do czasu przyłapywałem się na tym że spoglądam na nią. Zatrzymaliśmy się pod największą płaczącą wierzbą i przysiedliśmy na ławce pod nią.
- Powinnaś je rozpuścić. – stwierdziłem.
    Sięgnąłem do gumki na jej włosach i delikatnie ją zdjąłem. Popatrzyła na mnie z uśmiechem kiedy lekko targałem jej włosy. Jej włosy były delikatne, jeszcze nigdy takich nie spotkałem. Impuls sprawił że wplotłem w nie palce a ona przysunęła głowę do mojej. Przymknęła oczy, musnąłem jej wargi ale po chwili odsunąłem się lekko szukając pozwolenia. Skinęła prawie nie widocznie głową. Nachyliłem się i złączyłem nasze usta.
   Poczułem jak serce zaczyna i szybciej bić, choć wydawało się to nie możliwe. Przysunąłem się jeszcze bliżej i położyłem na jej policzku drugą rękę. Delikatny pocałunek zaczął zmieniać się w porywczy i zachłanny…
   Poczułem wibracje w kieszeni spodni. Przekląłem w myślach i z przepraszający uśmiechem odsunąłem się od dziewczyny. Wyjąłem telefon i sprawdziłem kto dzwoni… „Tata”. Westchnąłem naciskając zieloną słuchawkę.
- Gdzie ty jesteś?! – krzyknął na przywitanie.
- Też miło cię słyszeć. – powiedziałem sarkastycznie.
- Dlaczego nie ma cię w szkole?! Limuzyna czekała na ciebie prawie godzinę zanim do mnie zadzwonili! Natychmiast słucham wyjaśnień!
- Jestem w parku z koleżanką… - popatrzyłem ukradkiem na Alexę żeby przekonać się że zdrapuje lakier z paznokci – Zerwałem się ze szkoły.
- Co?! – krzyknął gdy jego szok minął – Co zrobiłeś?! Wiesz jak matka się zamartwiała?! A ty sobie chodziłeś z koleżanką!
- Ale… - zacząłem ale mi przerwał.
- Masz natychmiast przyjechać do domu! – krzyknął. W tle słyszałem trzaśnięcie drzwiami.
- Ale…
- Masz wracać i bez dyskusji!
- Znalazł się? – usłyszałem w tle słaby głos mamy, był lekko ochrypły, jakby płakała.
   Moje serce ścisnęło się kiedy uświadomiłem sobie że to ja doprowadziłem ją do takiego stanu. Głęboko odetchnąłem i, dalej z telefonem przy uchu, wstałem podając rękę Alex.
- Przyjadę z koleżanką, limuzyna dalej czeka? – zapytałem. Na słowo „limuzyna” dziewczyna spojrzała na mnie zszokowana.
- Tak… Ale nie denerwuj więcej Gwen, wiesz że to źle na nią działa. – powiedział już spokojnie.
   Oczami wyobraźni widziałem go siedzącego na kanapie i obejmującego mamę. Wyobrażałem sobie jak całuje ją w czoło i szepcze że wszystko będzie dobrze.
- Zaraz będziemy, pa. – powiedziałem, nie usłyszałem pożegnania z jego strony więc się rozłączyłem.
- Czy ty właśnie zabierasz mnie do swojego domu limuzyną? – zapytała Alex gdy wracaliśmy szybkim krokiem do szkoły.

------------------------------
No i jak?
Moim zdaniem ten rozdział jest chyba jednym z lepszych na tym blogu. Jak myślicie?
Nie wiem kiedy będzie następny rozdział.
Proszę o komentarze.
Nie wiem, co jeszcze napisać?
Zostałam (dość dawno) nominowana do LBA i jeszcze na nie nie odpowiedziałam ale postaram się zrobić to jak najszybciej!
Pozdrawiam!
Wika

niedziela, 12 lipca 2015

Rozdział 6

Udało mi się wstawić trochę dłuższy rozdział ale mnie osobiście nie do końca zadowala.☺

Miłego czytania!

Rozdział 6
Gwendylon

   Ocknęłam się w jakimś białym pomieszczeniu, najpierw pomyślałam że jestem w szpitalu ale po chwili odrzuciłam tą myśl. Przypomniałam sobie co się stało przed ciemnością.
   Wtuliłam twarz w poduszkę i zaczęłam płakać. Po pewnym czasie usłyszałam szczęk otwieranych drzwi.
- Już się obudziłaś. – usłyszałam głos doktora Jacka – Nic cię nie boli?
- Nie. – wymamrotałam nie odwracając głowy.
- Posłuchaj… - westchnął – Ledwo uratowaliśmy dziecko, żeby je uratować musiałem zadzwonić po mojego znajomego, bez niego by się nie udało.
- Ale już teraz jest dobrze? – zapytałam z obawą. Może i Gideon go nie chciał ale ja się martwiłam, chciałam je.
- Niby tak… ale będziesz musiała uważać. Ciąża jest zagrożona, będziesz musiała częściej odpoczywać, zero pracy. Najlepiej jakbyś miała kogoś kto będzie się tobą opiekował. – znów załkałam – Powiedziałem coś nie tak? – zapytał zmartwiony.
- Nie, to nie twoja wina. – odwróciłam się, otarłam mokre policzki – Tylko że mną nikt się nie będzie opiekować. – powiedziałam gorzko.
- Ale… - w tym momęcie drzwi znów otworzyły się i zaglądnął do środka mój mąż.
- Przeszkadzam? – zapytał.
- Ja już pójdę. – wymamrotał lekaż i wymknął się z pokoju. Gideon zamknął drzwi i podszedł do mnie.
- Przepraszam… - powiedział cicho, prawie szeptem.
- Nie masz za co. Jeśli go nie chcesz to ja cię nie zmuszam. – odwróciłam się do niego plecami.
- Posłuchaj… - westchnął – To nie tak, po prostu się przestraszyłem.
- Co? – zapytałam odwracając się – Przestraszyłeś się?! – wybuchłam – A ja co mam powiedzieć?! Mówię mężowi radosną nowinę a on zaczyna się na mnie wydzierać ze jestem nieodpowiedzialna! – usiadł na łóżku obok i przytulił mnie.
- Przepraszam… Przepraszam… Przepraszam… - szeptał jak mantrę kiedy ja płakałam w jego ramiona.

Dominika

   Tata wszedł do pokoju w którym leżała mama. Już mniej się martwiłam bo Edmund wytłumaczył mi że już czuje się dobrze. Po chwili z pokoju wyszedł doktor i usłyszeliśmy znowu krzyki mamy. Nagle wszystko ucichło.
   Poruszyłam się niespokojnie na kolanach brata.
- Cii, wszystko jest dobrze. – wyszeptał w moje włosy.
- Chcę do mamy. – załkałam.
- Ej. Nie płacz, już wszystko z nią w porządku. – powiedział.
- Ale oni ciągle krzyczą, ja tak nie chcę. – wymamrotałam wtulając się w niego mocniej.
- Idziemy do mamy? – uśmiechnął się strącając mnie ze swoich kolan.
   Złapał mnie za dłoń i delikatnie otworzył drzwi do pokoju.
- Możemy? – zapytał.
- Pewnie, chodźcie. – usłyszałam rozradowany głos mamy. Siedziała na łóżku a tata obejmował ją jedną ręką.
   Podbiegłam do nich i wskoczyłam na łóżko koło mamy. Wtuliłam się w jej wyciągnięte ramiona, te w których zawsze czułam się bezpiecznie, jeszcze tylko ramiona brata dawały mi takie poczucie bezpieczeństwa.
- Ej, ej. Mała! – zaprotestował tata – Mama musi odpoczywać! Nie można jej przemęczać! – zrobiłam naburmuszoną minę przez co się zaśmiał – No, złaś już. – zażądał, wtuliłam się w mamę nie chcąc jej puścić.
- Daj jej spokój. – zaprotestowała mama – Nic mi się nie stanie.
- Ale pamiętaj że nie tylko odpowiadasz za siebie. – ostrzegł.
- Tak, tak. – mruknęła niezadowolona.

Edmund

   W poniedziałek rano siostra ściągnęła ze mnie kołdrę w dość brutalny sposób i zmusiła do pójścia do łazienki.
- Czemu mnie budzisz tak wcześnie? – zapytałem wychodząc z łazienki.
- Nie jest wcale wcześnie! – zaprotestowała – Jest wpół do ósmej. – oświadczyła.
- Co?! – wrzasnąłem.
   Szybko ubrałem mundurek szkolny i zszedłem do kuchni po której krzątał się tata.
- Mama nie robi śniadania? – zdziwiłem się.
- Mama nie może się przemęczać. – powiedział robiąc kanapki. Rzuciłem plecak koło krzesła i podszedłem do lodówki, wyjąłem sok i upiłem łyk z kartonu – Edmund, nalej sobie do szklanki! – zrugał mnie ostrym tonem ojciec, przewróciłem oczami ale zrobiłem o co prosił. Nalałem dodatkowo dla Domi która po chwili weszła do kuchni dzierżąc swój różowy tornister z jakimiś wróżkami.
- Nigdy nie pojmę jak można coś takiego lubić. – jęknąłem cicho.
- Coś mówiłeś? – zapytała wdrapując się na krzesło koło mnie.
- Masz sok. – podsunąłem jej szklankę, popatrzyła na mnie z wdzięcznością – Co na śniadanie? – zapytałem.
- Jajecznica, dam wam kanapki do szkoły. – odpowiedział czarnowłosy.
- Jajecznica? – spytałem patrząc z powątpiewaniem na patelnie, smażyły się na niej jakby jajka ale takie czarne. Skrzywiłem się i wstałem – Może jednak podziękuje za śniadanie. – mruknąłem.
- Dlaczego… - popatrzył na patelnie – Dam wam dodatkowe pieniądze, to kupisz coś dla siebie i Domi?
- Dobra, wstąpimy po drodze do sklepiku.

J

- Panie de Villiers. – z rozmyślań wyrwał mnie ostry głos nauczycielki – Słuchał mnie pan?
- Przyznam się, nie słuchałem pani. – posłałem jej jak najbardziej niewinne spojrzenie – Ale nie omawiała pani lekcji, mówiła pani o nowej uczennicy.
- Tak. Na tą lekcje twoim zadaniem jest zapoznanie ją z regulaminem szkoły i oprowadzenie po budynku. – powiedziała – Zabierz plecak, Alexa czeka na ciebie koło pokoju nauczycielskiego.
   Szybko spakowałem zeszyt i długopis i prawie wybiegłem z klasy. Po drodze zastanawiałem się gdzie słyszałem imię nowej uczennicy. Gdy wyszedłem zza rogu dostrzegłem białowłosą piękność.

--------------------------------------------
No i się nam trochę wyjaśniło. Chyba każdy wie kogo Edmund zobaczył pod pokojem nauczycielskim.☺
Od razu mówię że nie wiem kiedy nowy rozdział i mam pytanie:

Czy ktoś jeszcze to czyta???

Ostatnio może to przez moje problemy z internetem (chociaż nie wiem jak to możliwe) ale nie widzę żadnych komentarzy!
No więc czekam na jakieś komentarze!

Wika

Ps. Jeśli czyta to paulina patrycja to przepraszam ze nie powiadamiam cię o nowych rozdziałach ale coś i się stało z internetem i nawet nie mogę wejść na pocztę.

sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 5

Jest nowy rozdział, przyznam że pisany na szybko więc jakby coś było nie tak to piszcie w komentarzach!

Miłego czytania!

   Rozdział 5
Edmund

   Wuj Falk przyniósł mi jakiś kamień i powiedział żebym trzymając go pomyślał o jakimś dniu w przeszłości. Wybrałem drugi lutego w roku 1922. Po chwili tonąłem w fioletowy świetle.

J

   Po jakimś czasie pomyślałem o teraźniejszości (Wiecie o co mi chodzi? – od autorki) i przeniosłem się z powrotem koło wuja.
- Wszystko dobrze? Przeniosłeś się w przeszłość? – zasypał mnie pytaniami tata.
- Tak, nic mi nie jest. – powiedziałem odsuwając się od niego.
- Teraz musisz przenieść się do przeszłości co najmniej na godzinę. – spojrzałem zdziwiony na Falka – Żeby nie zdarzały się niekontrolowane przeskoki w czasie.
- No dobrze. – westchnąłem – Mogę już się…
- Jeszcze zbada cie doktor. – powiedział stanowczo ojciec.

J

   Ręka okazała się złamana i doktor Jack musiał założyć mi gips, oparzenia były bardzo lekkie więc tylko mi je przemył odpowiednim środkiem. Później przeniosłem się w czasie tak jak kazał wuj i po godzinie wróciłem. Gdy zapytali co robiłem, odpowiedziałem że głównie słuchałem muzyki (co było prawdą).
   Odwieźli mnie do domu pod warunkiem że jak tylko poczuje mdłości mam zgłosić to komuś dorosłemu. Dali mi nawet listę strażników którzy są codziennie w naszej szkole!
- Edi! – usłyszałem pisk mojej siostry z ganku.
   Rzuciła mi się na szyje i mocno uściskała, skąd u niej tyle siły? Odstawiłem ją na ziemie i złapałem za rękę. Gdy wchodziłem do domu usłyszałem ciszę, nie była przyjazna. Była jak cisza przed burzą.
- Gdzie Gwen? – zapytał tata Dominiki.
- W sypialni, źle się czuje. – powiedziała zmartwiona, Gideon też zrobił zatroskaną minę.
- Zrobię wam obiad i pójdę do niej. – obiecał – Co chcecie? – otworzył jedną z szafek kuchennych przeglądając jej zawartość.
- Płatki! – wykrzyknęła Domi.
- Na obiad? – zaśmiał się.
- Ja zrobię kanapki, idź do mamy. – zaproponowałem, kiwnął głową i wszedł na schody.
- Tylko żeby Domi nie dotykała kuchenki! – usłyszałem jeszcze jego krzyk.
- Tak jest, kapitanie! – zasalutowałem pomimo tego że wiedziałem że nie zobaczy tego, nagrodził mnie śmiech siostry.
   Wyjąłem chleb z chlebaka, pomidory, ogórki, ser, szynkę i masło. Gdy zacząłem smarować kanapki masłem usłyszałem pisk młodej.
- Co? – zapytałem zdezorientowany.
- Bez masła. – skrzywiła się.
- Ach! – przewróciłem oczami i wróciłem do przyrządzania obiadu.
   Zrobiłem strasznie dużo kanapek, nawet nie zauważyłem kiedy. Przez cały czas myślałem o podróżach, to takie dziwne.
   Nagle usłyszałem z góry odgłos tłuczonego szkła i krzyk mamy. Co tam się stało?
- Jak można być tak nieodpowiedzialnym?! – zagrzmiał mój ojciec zbiegając ze schodów.
- Gideonie… - mama pojawiła się na górze schodów – Uspokój się. Stało się, nic na to nie poradzę. Nie rób awantury.
- Mogłaś wcześniej o tym pomyśleć! – już otwierał drzwi.
- Gdzie idziesz?! – pisnęła czarnowłosa.
- Jak wszystko przemyśle to wrócę! – zatrzasnął drzwi z hukiem.
   Mama chciała za nim pobiec ale źle stanęła na najwyższym schodku i runęła w dół.
- Mama!! – krzyknęła Domi.
   Podbiegliśmy do nieprzytomnej czarnowłosej. Oddychała ale była nieprzytomna i miała kostkę wykręconą pod dziwnym kątem.
- Zostań tu, pobiegnę po tatę. – poleciłem siostrze, przytaknęła i złapała Gwendylon za rękę.
   Wybiegłem z domu na deszcz, ojciec siedział w altance z papierosem w ustach. To on pali? Zdziwiłem się. Podbiegłem do niego jak ja szybciej, nawet na mnie nie spojrzał.
- Tato… Nie wiem co się stało ale… - wydyszałem, popatrzył na mnie obojętnym wzrokiem – Mama spadła ze schodów.
   Mogłem teraz odczytać z jego twarzy strach i troskę, bał się o mamę.

J

   Siedzieliśmy już godzinę pod gabinetem Jacka ale dalej nikt nic nam nie powiedział. Specjalnie dla mamy doktor zadzwonił po swojego przyjaciela żeby przyjechał i mu pomógł. To znaczy że musiało być źle.
   Siedziałem z Domi na kolanach, bluzkę miałem już całą mokrą od łez siostry ale nie przejmowałem się. Niedawno młoda zasnęła, wiedziałem że się martwi. Pomimo tego ze wiedziała że nie jesteśmy jej prawdziwą rodziną to traktowała nas jak rodzinę (Wiem, trochę zagmatwane ale wiecie o co biega, prawda? – od autora). Nagle drzwi otworzyły się i wyszedł z nich dr Jack i jego kolega.
- Na razie jest w śpiączce ale udało nam się uratować i Gwendylon i dziecko. – zwrócił się do taty który wstał gdy tylko drzwi się otworzyły.
- Chwała Bogu. – westchnął, Jack położył mu rękę na ramieniu i coś do niego mówił ale już nie słuchałem.
   Dziecko?

-------------------------------------
Mam nadzieje że sprawa z tym kamieniem jest jasna a jeśli ktoś chce wiedzieć skąd miał go Falk to przeczytajcie Epilog z poprzedniej księgi.
Co ja tu mam napisać?
Mam nadziej ze się podoba.
Nie wiem kiedy będzie następny.
I musicie mi wybaczyć tą długość ale jak mają być mniej-więcej w takiej częstotliwości dodawane to dłuższe być nie mogą.☺
Mam nadzieje że będzie więcej komentarzy!
Wika

czwartek, 9 lipca 2015

Rozdział 4

Dostałam jakiegoś olśnienia! Napisałam nowy rozdział, wprawdzie jest taki sam krótki jak poprzedni ale jest.

Miłego czytania!

Rozdział 4
Gwendylon

   Obudziłam się i rozejrzałam, byłam nadal w pokoju do którego kazaliśmy przyprowadzić Ediego. Nade mną nachylał się Gideon i George.
- Co cię stało? – próbowałam się podnieść ale silne ręce mojego męża mi nie pozwoliły.
- Zemdlałaś, musisz leżeć. – powiedział – Jak tylko Jack wróci to cię przebada…
- Nie trzeba, nic mi nie jest. – przerwałam mu – Teraz mamy ważniejsze sprawy, trzeba pokazać tą książkę Falkowi. – warknęłam podnosząc się do pozycji siedzącej.
   Był to jednak błąd bo przed oczami zatańczyły mi mroczki i poczułam lekkie mdłości. Opadłam powrotem na kanapę żeby wszystko unormować. Odetchnęłam kilka razy głęboko i wszystko przeszło.
- Mówiłem żebyś uważała? – zapytał retorycznie zielonooki.
- Dobra ale teraz… - przerwał mi.
- Teraz George zabierze cię do domu a ja pozałatwiam wszystko inne. – pomógł mi powoli wstać, jednak mdłości wróciły – Na pewno już dobrze? Jakoś zbladłaś. – odezwał się z wyraźnym niepokojem mój mąż.
- Tak, tak. Już wszystko dobrze. – mruknęłam stając o własnych siłach.
- Chodź Gwendylon, odwiozę cię. – powiedział George obejmując mnie ramieniem.

Edmund

   Nikt mnie nie zauważył a ja dalej wpatrywałem się w tą jedną stronę książki. Z zaciekawieniem otworzyłem książkę na ostatniej stronie. Tam również widniał dopisek, ten  sam atrament i ten sam charakter pisma, tylko pogrubione, jakby ktoś kilka razy poprawiał tą wiadomość.

PAMIĘTAJ ZE ZAWSZE BĘDĘ CIE KOCHAĆ!!

   Jak najszybciej i niezauważalnie wyrwałem tą kartkę i schowałem do kieszeni. Odwróciłem się do innych w momęcie kiedy pan George wyprowadzał mamę.
- Zostaniesz tu sam? – zapytał tata – Jak tylko wejdę na górę to przyśle jakiegoś strażnika ale na razie będziesz tu sam, dobrze?
- Tak, spoko.
- Wszystko w porządku?
- Tak, tylko ręka mnie boli. – wytłumaczyłem.
- Pokaż. – obejrzał ją dokładnie i zacmokał z dezaprobatą – Chyba złamana. Jak przyjedzie doktor to przyślę go tutaj. – kiwnąłem głową i patrzyłem jak wychodzi. Usiadłem na kanapie i sięgnąłem po jedno z ciastek które nie spadły na podłogę po moim „wypadku”.
   Już miałem włożyć ciastko do ust kiedy poczułem mdłości, chwilę później zalało mnie fioletowe światło.
   Czy tak już będzie zawsze? – to ostatnie co pomyślałem zanim się przeniosłem w przeszłość.

Falk de Villiers

   Gdy przeglądałem księgi w nadziei na znalezienie czegoś co pomoże Edmundowi gdy nagle do mojego gabinetu wpadł zdenerwowany Gideon. Położył z hukiem jakąś książkę na moim biurku i usiadł przede mną, popatrzyłem zdziwiony najpierw na książkę a później na niego.
- Edmund zabrał ją z przeszłości bo zaciekawiła go dedykacja. – kiwnął głową w stronę książki, otworzyłem ją z zaciekawieniem. Przeczytałem dopisek trzy razy dalej nie wierząc.
- O co tu chodzi? – zapytałem na głos.
   I nagle coś mi zaświtało. Popatrzyłem jeszcze raz i byłem prawie pewny że wiem o co chodzi.

Ps. Nie zapomnij o kamieniu!

   Otworzyłem szufladę zamkniętą zazwyczaj na klucz i wyjąłem z niej małe pudełeczko. Otworzyłem wieczko i wyjąłem kamień, położyłem go na książce którą wcześniej przymusił mój krewny. Wspomnienia wróciły…

J

   Gdy wszedłem do gabinetu przy biurku siedział mężczyzna około pięćdziesiątki, miał włosy pokryte siwizną i brązowe oczy.
- Kim pan jest? – zapytałem.
- Aaron Morgan. – przedstawił się – Mam coś dla pana.
- Wspomniano mi o tym, co to takiego?
- Spełnienie marzeń Gwendylon i Gideona de Villiers. – wstał, podał mi gładki i różnokolorowy kamień – Pomoże Edmundowi. – powiedział i zniknął. Tak po prostu, rozpłynął się w powietrzu zostawiając mnie z tajemniczym kamieniem w ręce.

J

- Co to jest? – zapytał zdezorientowany Gideon.
- Spełnienie waszych marzeń. – odpowiedziałem patrząc mu w oczy.

---------------------------------------
No? Jak się podoba? Mam nadzieje że chociaż trochę.
Jak myślicie, do czego jest ten kamień?
Nie wiem co mi się dzisiaj stało ale takie jakieś natchnienie mnie dopadło...☺
A ze spraw organizacyjnych to chciałam wam napisać że chcę skończyć tą księgę (co za tym idzie, całego bloga) do końca lipca, wprawdzie nie wiem czy mi się to uda ale się postaram. Nie będę przyśpieszać tej historii ale postaram się dodawać rozdziały jak najczęściej. A to wszystko dlatego że prowadzenie trzech blogów trochę mnie przerosło, nie umiem dzielić weny na trzy a koleżanka chce mnie namówić żebyśmy jeszcze założyły wspólnego bloga. Ach!
No dobra to już wszystko.
Do napisania!
WIka

środa, 8 lipca 2015

Rozdział 3

Jest już rozdział, wprawdzie krótszy niż ostatnio ale jest szybciej!

Miłego czytania!

Rozdział 3
Edmund

   Nie wiedziałem gdzie idziemy i po co. Mama prowadziła mnie jakimiś lochami o których istnieniu nie wiedziałem. W końcu doszliśmy przed dość masywne drzwi i tata je otworzył.
- Co was tu sprowadza? – usłyszałem głos wuja Falka – Mogliście… Och! – przerwał kiedy mnie zobaczyła – Czyli stało się to czego najbardziej się obawialiśmy. – mruknął.
- Tak… Czy jest jakiś sposób? Moglibyśmy oczyścić chronograf? Cokolwiek? – zasypała go pytaniami mama.
- Gwen… Wiesz że nie ma sposobu, też chciałbym coś zrobić ale nie mogę. Dobija mnie to. – przytulił ją, wtuliła się w niego a po jej policzkach popłynęły łzy.

[

   Rodzice zostali z wujem a mnie kazali zaprowadzić do jakiś lochów, powiedzieli że gdybym przeniósł się jeszcze raz to tutaj będzie bezpiecznie. W pokoju siedział ze mną pan George i opowiadał mi o swoim życiu.
   Niedługo po moich narodzinach poznał piękną, jak na swój wiek, kobietę. Była od niego starsza dwa lata ale od razu miłość zawładnęła ich sercami. Miała dwie córki, nastolatkę i już dorosłą, zamężną. Po roku pan George się oświadczył i wzięli ślub. Niecały miesiąc temu urodziły im się wnuki. I wysłuchiwałem jaki to on szczęśliwy… Blablabla…
   Tak naprawdę to martwiłem się. Czy dalej będę przeskakiwać w czasie? Czy da się coś z tym zrobić? A co jeśli nie? Co będzie ze szkołą? Znajomymi? Julią?
   Julia… Moja dziewczyna… Znamy się już od pieluch. Zawsze świetnie się dogadywaliśmy… Nasi rodzice trochę mniej ale moi zaczęli tolerować towarzystwo Julii. Niestety państwo Macdon pałali do mnie taką nienawiścią jak nikt inny. Więc czas spędzony wspólnie ograniczał nam się do lekcji w szkole, wycieczek szkolnych i (bardzo rzadko) obiadów w moim domu.
   Westchnąłem… Co teraz mam zrobić?
- Panie George? – przerwałem jego monolog.
- Tak? – spojrzał na mnie zdziwiony, wcześniej nie wyrażałem chęci do rozmawiania.
- Jaka jest szansa że znajdą jakieś rozwiązanie? – szczerze to bałem się odpowiedzi, bałem się jak cholera.
- Raczej… Na pewno chcesz to wiedzieć? – kiwnąłem głową – Bardzo nikłe.
- Spędzę w tym lochu resztę mojego pieprzonego życia?!! – poderwałem się z kanapy i kopnąłem w biurko znajdujące się niedaleko.
   Ból sparaliżował mi stopę ale nie przejąłem się tym. Poczułem ogromną wściekłość… Na mamę i  tatę. Dlaczego pozwolili sobie na dziecko wiedząc że będzie przemieszczało się w czasie?!
   Nagle wściekłość odpłynęła i zobaczyłem tyko fioletowe światło. Z tego wszystkiego nie wyczułem że mam znowu mdłości.

[

   Znalazłem się w starym pokoju, lekko zakurzonym. Zakasłałem i zacząłem szukać włącznika światła, znalazłem. Na środku stała zielona sofa, stoik i jakiś regał z kilkoma książkami. Nad sofą paliła się żarówka która raniła moje oczy od dłuższego patrzenia na nią.
   Usiadłem na sofie, zabrałem się za przeszukiwanie książek. Zazwyczaj nie lubię czytać czegoś innego oprócz blogów ale nie miałem wyboru. Kilka książek miało nieznane tytuły więc odłożyłem je… po pewnym czasie znalazłem książkę którą znałem z lektur szkolnych, w prawdzie trochę mi się nudziła ale nie było tak źle. Tą książką był „Skąpiec”.
   Otworzyłem książkę na stronie tytułowej i doznałem szoku, pod tytułem i autorem widniał dopisek:

Dla Edmunda de Villiers.

Za to że zrozumiałeś moją tajemnice.

Biała.

Ps. Nie zapomnij o kamieniu!

   Wstałem jak oparzony zrzucając z kolan książkę.
- Co to do cholery jest?! – krzyknąłem zdezorientowany.
   No nie! Znów poczułem mdłości! Szybko złapałem książkę zanim zalało mnie fioletowe światło.

[

   Poczułem ból jeszcze zanim zrozumiałem co się dzieje. Wylądowałem na stoliku do kawy, stał na nim dzbanek z gorącą cieczą i talerzyk z ciastkami. Zawyłem z bólu i próbowałem się podnieść ale czyjeś silne ręce przytrzymały mnie.
- Czekaj, pomogę ci. – powiedział tata i powoli podniósł mnie.
   Bolała mnie lewa ręka i miałem ją lekko poparzoną. Moją uwagę zwróciła książka leżąca pod naszymi nogami, stałem już samodzielnie. Schyliłem się i ją podniosłem.
- Edmund… - westchnęła mama którą dopiero teraz zauważyłem, była blada i jakaś słaba, widać było że ledwo stała na nogach – Nie wolno nic zabierać z przeszłości…
- Ale to jest zbyt ważne. – przerwałem jej – Tato, zobacz. – podałem mu książkę otwartą na stronie tytułowej.
- Za to że zrozumiałeś moją tajemnice. Biała. Pamiętaj o kamieniu. – przeczytał na głos.
   Mama zbladła jeszcze bardziej i zachwiała się, upadłaby gdyby nie pan George.

--------------------------------------

No i jak? Mam nadzieje że chociaż trochę się podoba.☺
Jak myślicie, kto napisał tą dedykacje w książce? I kim była ta osoba dla Edmunda?
W strawach nowych rozdziałów:
1. Rozdziały postaram się dodawać częściej, ale dokładnie nie mogę określić kiedy.
2. Teraz mam (niestety) problem z Internetem i tym bardziej nie mogę określić kiedy będzie nowy rozdział.
Mam nadzieje że jak najszybciej.
Wika

piątek, 3 lipca 2015

Rozdział 2

Rozdział 2
Edmund

   Zjedliśmy obiad, dorośli zgodzili się jednogłośnie że nie będzie stypy po pogrzebie więc był tylko normalny posiłek, choć zjedzony w ciszy. Źle się czułem dlatego poszedłem do jednej z sypialni i wskoczyłem na łóżko.
- Edmund, przecież przed chwilą pochowałeś jedną z ważniejszych dla siebie osób, jak możesz nic nie czuć? – zapytałem się na głos.
   To prawda, nie czułem nic. Żadnego smutku, łez, bólu… nic. Jedno wielkie, cholerne nic!!!!
   Wstałem i rozejrzałem się po pokoju, stara szafa w której były jakieś ubrania i skrzynia, zaciekawiła mnie. Stara skrzynia z rozbitym zamknięciem, otworzyłem ją. Znalazłem parę książek i atlas szkolny, to pewnie mojej mamy.
   Poczułem coś dziwnego… mdłości. Wyprostowałem się i podszedłem do okna. O co tu chodzi?!!
   Nagle wszystko rozmazało się i zniknęło w fioletowym świetle…


   Wylądowałem chyba w tym samym pokoju ale coś się zmieniło… Przede wszystkim to że na łóżku mama obściskiwała się z tatą!
- Mama?! – krzyknąłem, obróciła się w moją stronę i rozszerzyła oczy ze zdziwienia.
   Tak, to zdecydowanie moja mama… Tylko jakby młodsza… Co tu się dzieje?!
   Zakryła się kołdrą a mężczyzna, młodsza wersja mojego ojca, usiadł na łóżku.
- Kim jesteś? – zapytała kobieta.
- Jestem Edmund de Villiers. – przedstawiłem się, wymienili zszokowane spojżenia.
- Kim są twoi rodzice i ile masz lat? – zapytał mężczyzna.
- Gwendylon i Gideon de Villiers’owie, to moi rodzice. Mam jeszcze młodszą siostrę, Dominikę. Jesteście bardzo podobni do rodziców, kim jesteście? – przyjrzałem im się uważnie.
- Wygląda na to że jesteśmy twoimi rodzicami, tyle że młodszymi. Jak się tu przeniosłeś? – zapytał czarnowłosy.
- Byliśmy akurat w odwiedzinach u babci, dziwnie się poczułem i poszedłem się położyć. Wszedłem do tego pokoju i zalała mnie fala fioletowego światła, później znalazłem się tu. – wzruszyłem nonszalancko ramionami jakby w tym nie było nic niezwykłego. Ale jednak było… I to dużo niezwykłego.
- Ile masz lat? – zapytała z obawą czarnowłosa.
- Szesnaście. – spuściłem wzrok, znów poczułem mdłości – O nie, znowu. – mruknąłem.
- Co się dzieje? Masz mdłości? Tak? – podbiegła do mnie owinięta w pościel.
- Tak, jest tak samo jak wcześniej. – powiedziałem patrząc jej w oczy, oczy mojej matki nigdy się nie zmieniły.
- Zaraz przeniesiesz się do swoich czasów, rozumiesz? – pokiwałem głową – Masz wszystko opowiedzieć mamie, powiedz że widziałeś rodziców trzy dni przed ślubem. Pamiętaj że cię kochamy! – ostatnie zdanie ledwo dosłyszałem bo znów pochłonęło mnie fioletowe światło…

Dominika

   Mama poprosiła mnie bym sprawdziła co z Edim. Weszła do sypialny w której wcześniej zniknął i najpierw myślałam że pomyliłam pokoje ale…
   Poście na łóżku była zagnieciona i lekko skopana, na środku podłogi była jakaś skrzynia z książkami a na szafce nocnej leżała czyjaś komórka. Usiadłam na łóżku bo byłam pewna że to właśnie w tym pokoju przebywał mój brat…
   Czekałam, czekałam…
   W pewnym momęcie pokuj zalało jakieś fioletowe światło i wyłonił się z niego mój brat. Przestraszona schowałam się za łóżkiem. Edmund podszedł do skrzynki, zamknął ją i schował w szafie.
- Ed-di… - zaczęłam drżącym głosem. Odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął pokrzepiająco.
- Tak? – zapytał pomagając mi wstać.
- Jak-k t-ty t-to zrob-biłeś? – ledwo zapytałam bo mój głos za bardzo drżał.
- Też nie wiem, mama powinna nam wytłumaczyć. – powiedział przytulając mnie, wtuliłam się w niego jak w mamę, zawsze to robiłam.

Gwendylon

   Wysłałam córkę żeby sprawdziła co u Ediego a sama przysiadłam się do Paula (dalej go tak nazywałam ponieważ trudno było mi się przyzwyczaić do nazywania mężczyzny niewiele starszego ode mnie „tatą”) i Gideona w salonie.
- Dlaczego nie pozwoliłaś mi przemówić do rozumu Edmundowi za to jak się do ciebie odezwał? – zapytał w pewny momęcie mój mąż z pretensją w głosie.
- Co? – nie zrozumiałam.
- Wtedy gdy wysiadaliśmy z samochodu, gdy budziłaś Ediego. – wytłumaczył.
- Ach, o to ci chodzi. – westchnęłam – Po prostu… Musisz zrozumieć co on przeżywa, stracił jedną z ważniejszych osób… Czasami mogą mu się zdarzać takie wyskoki.
- O co chodzi? Gwendylon? – zapytał Paul.
- Edmund bardzo niegrzecznie odpyskował matce. – wytłumaczył Gideon ostrym tonem.
- Oj, no już przestań! – stanęłam w obronie syna – Przecież to nic wielkiego! On dojrzewa, ma prawo mieć parę takich wyskoków!
- Taki tekst nazywasz wyskokiem? – zirytował się – Przeżyłbym gdyby powiedział to do kogoś innego, ale do matki? Czy on w ogóle ma do ciebie szacunek?
- Jak możesz?! – wrzasnęłam. Paul widząc że sytuacja dopiero się rozkręca, wstał i pośpiesznie przeniósł się do kuchni – Uważasz że moje własne dzieci mnie nie szanują? – odetchnęłam głęboko, gdy nie usłyszałam odpowiedzi kontynuowałam: - Nie wierzę. – wyszeptałam patrząc w jego oczy – Mój Gideon nigdy by czegoś takiego do mnie nie powiedział. – dodałam wstając.
   Słyszałam jeszcze jak mnie woła ale zabrałam tylko parasolkę i wybiegłam z domu.

Gideon

   Cholera! Co ja zrobiłem?! Jak mogłem tak powiedzieć?! Co się ze mną stało?! Przecież nie ch…
   Moje rozmyślenia przerwały dzieci schodząc po schodach.
- Gdzie mama? – zapytał chłopak.
- Wyszła na spacer. – powiedziałem nie patrząc na nich.
- Przecież zaraz będzie wielka burza! – pisnęła Domi i podbiegła do mnie, usiadła mi na kolanach a ja ją przytuliłem.
- Tato… - zaczął ostrzegawczym tonem czarnowłosy – O co poszło? – o Boże! Jak on mnie dobrze zna!
- O nic. – szepnąłem tuląc do siebie dziewczynkę.
- Mama panicznie boi się burzy, nigdy z własnej woli nie wyszłaby w taką pogodę. – stwierdził przyglądając mi się badawczo – Coś się stało. – to nie było pytanie.
- Powiedziałem coś czego nie powinienem.

Edmund

   Po tym jak ojciec mi wszystko wytłumaczył zabrałem nieprzemakalną kurtkę i wybiegłem. Wiedziałem gdzie jej szukać, w naszej kryjówce.
   Naciągnąłem kaptur na głowę i dalej przedzierałem się przez strugi deszczu.

J

   Znalazłem mamę koło naszego drzewa na ławce, parasol leżał koło niej a ona mokła. Jednak jej to chyba nie przeszkadzało, wpatrywała się nieobecnym wzrokiem przed siebie a na jej policzkach łzy mieszały się z deszczem.
   Zdjąłem kurtkę i nakryłem ją, usiadłem obok. Nie popatrzyła na mnie ale kiwnęła głową dziękując.
- Chodź. – szarpnąłem za ramie czarnowłosej, nie ruszyła się tylko popatrzyła na mnie smutnym wzrokiem – Przeziębisz się. – nie dawałem za wygraną.
- Dobrze ale… - przerwałem jej.
- Nie idziemy do domu. – uspokoiłem ją.

J

   Przebiegliśmy przez drogę chowając się pod parasolem. Weszliśmy do jednej z kawiarni i zmówiliśmy gorącą czekoladę.
- Mamo… - zacząłem, popatrzyła na mnie znad granatowego kubka – Zauważyłem że ostatnio dzieje się z wami coś złego…
- Naprawdę? – przerwała mi – To aż tak widać? – zapytała przejęta.
- Niestety, co się dzieje?
- Ja… Nie wiem. – zająknęła się – Coś się dzieje ale… Nie umiem temu zaradzić. – westchnęła.
- Może ja bym…
- Nie! – przerwała mi ostro, kilka osób spojrzało w naszą stronę – Ty na pewno nic nie zrobisz. – syknęła.
- Dobrze… Nie wracajmy już do tego. – zawahałem się – Muszę ci coś powiedzieć… Kiedyś mówiłaś coś o podróżach w czasie… - spojrzała na mnie z obawą i troską.
- Stało się. – wyszeptała – Przeniosłeś się w czasie, prawda? – zapytała jeszcze ciszej, pokiwałem głową – O Boże.

J

   Pożyczyłem mamie komórkę żeby mogła zawiadomić tatę że jedziemy do Loży i zmówić taksówkę. Po chwili staliśmy pod wielkimi drzwiami wejściowymi czekając na ojca, na szczęście deszcz przestał już padać.
- Nareszcie! – krzyknęła moja mama widząc samochód wjeżdżający na parking, wysiadł z niego tylko mój tata chociaż spodziewałem się Domi.
- Gweny… Ja cię strasznie przepraszam… - zaczął tata ale mama mu przerwała.

- Teraz nie czas na to, trzeba zająć się podróżami. – ostatnie wyszeptała, ojciec spojrzał na mnie i na mamę, kiwnęła twierdząco głową. Czarnowłosy westchnął ciężko i, wcześniej chwytają mamę za rękę, wszedł do budynku, posłusznie poszedłem za nimi.

-----------------------------------------
Mam nadzieje że się podoba! Jest zdecydowanie dłuższy od poprzedniego i (tak mi się wydaje) lepszy.
Mamy pierwszy przeskok Edmunda, życie małżeńskie Gwendylon i Gideona się zaczęło sypać...
A! Zapomniałam ostatnio! Jak wam się podoba Dominika? W ogóle jej historia i tak dalej?
Chmm... Co tu jeszcze napisać?
Chyba już wszystko...
Następny rozdział postaram się dodać szybciej ze względu na to że mamy cudowne wakacje!
Kocham was, moi podróżnicy!
Wika