Trochę jest już późno ale ja nie śpię... i to jest piękne!
Miłego czytania!
Rozdział 11
Alex
Obiad mieliśmy
zjeść również pod ziemią, w wielkiej jadalni. Gdy weszliśmy do pomieszczenia
przy stole siedziały już dwie dziewczyny.
Jedna była w moim
wieku, może trochę starsza. Miała zielone oczy i drobną twarz w kształcie
serca. Jej czarne, jak smoła, włosy były spięte w warkocz sięgający do pasa.
Miała na sobie luźną sukienkę do ziemi, w kolorze butelkowej zieleni. Sukienka
była tak długa że nie widziałam jej butów ale dałabym sobie głowę uciąć że nie
miała na sobie obcasów.
Druga dziewczyna
była natomiast młodsza, mogła mieć jakieś czternaście/piętnaście lat. Miała
krótkie, białe włosy których kilka kosmyków opadło na jej uśmiechniętą, młodą
twarz. Była ubrana w krótkie spodenki, były białe ale miały kilka czerwonych
plam, jakby z krwi… Ale to nie możliwe, prawda? Czarna bluzeczka na
ramiączkach leżała na niej luźno jakby była kilka rozmiarów za duża. Na nogach
miał coś jak sandały z rzemyków i skórzanej podeszwy.
Koło młodszej
dziewczyny usiadł Max, o którym zdążyłam zapomnieć ostatnimi czasy. Po jego
lewej, na szczycie stołu, zajął miejsce Aaron i pokazał nam żebyśmy usiedli
koło niego.
Z wahaniem
usiadłam na przeznaczonym dla mnie miejscu, koło mnie usiadł Edmund a zaś koło
niego Estera.
- Animeno, prosiłem cię żebyś przebrała się zaraz po
polowaniu. – ciszę przerwał lekko zachrypnięty głos Aarona.
- Ale tato… - jęknęła – Przecież wiesz że te ubrania zaraz
i tak się rozedrą. – zrobiła przesłodkie oczka, które działają tylko na
facetów.
- Och! Ale to ostatni raz. – pogroził jej żartobliwie
palcem ale uśmiechnął się.
- Dziękuje! – pisnęła tak wysokim głosem że musiałam
zasłonić uszy. Po chwili zerwała się z krzesła i ucałowała ojca w policzek.
Do pomieszczenia
weszło kilka osób niosących tace z jedzeniem więc Animea wróciła grzecznie na
swoje miejsce. Coraz bardziej zastanawiałam się czy to nie są naprawdę plamy
krwi, na jej spodniach.
- Smacznego. – ogłosił z uśmiechem mężczyzna, wszyscy coś
wymamrotali a półmiski zostały przed nami położone.
Gdy zobaczyłam co
leży na talerzu zemdliło mnie. Edmund też zrobił wielkie oczy na widok surowego
mięsa. Niepewnie chwyciłam widelec i nóż leżący koło talerza i… zawahałam się w
ostatniej chwili.
- No, jedzcie, jedzcie. – ponaglił nas Aaron – Ach!
Przecież was nie przedstawiłem! – puknął się w czoło z uśmiechem – To Animea
moja córka. – wskazał na białowłosą dziewczynę, wstała, ukłoniła się
żartobliwie i, z powrotem, usiadła na swoim miejscu – Dalej to Derydiana,
narzeczona Maxa, mojego syna i przyszłego wodza. – w ten sposób dowiedziałam się
kto jest kim z moich przodków.
Rodzice nigdy
nie zagłębiali się się dalej w opowieściach niż do moich dziadków, którzy już
nie żyją, nie miałam przyjemności ich poznać.
- A to Estera, ale ona wam się już przedstawiła. Później
powie nam co mamy robić, jst wyrocznią naszego plenienia. – zakończył Aaron.
Prychnęłam w
myślach. Wyrocznia! Przecież magia nie istnieje!
- A teraz smacznego. – z uśmiechem wbił widelec w surowe
mięso.
Popatrzyłam na
swój talerz, niestety głód wziął górę nad obrzydzeniem i ukroiłam kawałek.
Włożyłam danie do ust i ostrożnie zaczęłam je gryźć. Po chwili zamiast
obrzydliwego smaku surowego mięsa poczułam słono-gorzki smak, który zdecydowanie
mi posmakował. Przełknęłam kęs i ukroiłam jeszcze jeden, kontem zerkając na
Edmunda który wpatrywał się w swoją porcje z powątpiewaniem.
- Jestem wegetarianinem. – odezwał się w końcu. Wszyscy
zaprzestali jedzenia i popatrzyli na niego zdziwieni.
- Czym? – zapytał Max połykając głośno kawałek.
- Wegetarianinem, nie je mięsa. – wytłumaczyłam ze
znużeniem.
- Zawiadomię służbę. – powiedział Aaron.
Po chwili Edmund
zajadał się jedzeniem przyniesionym specjalnie dla niego… (królewicz – od autorki)
J
Gdy już wszyscy
byli syci poszliśmy za Aaronem do jednego z pokoi którego jeszcze nie
widziałam. Było tam tak ciemno że nie widziałam czubka swojego nosa, ale Estera
poruszała się jakby wiedziała dokładnie gdzie co jest. Stanęła na środku
zapalając lichą świeczkę kazała nam siąść wokół niej. Zauważyłam że Aaron
usiadł trochę dalej od Edmunda, zostawiając jeszcze jedno miejsce.
Estera stała
dłuższy czas w środku koła utworzonego przez nas, aż w końcu odwróciła się w
moją stronę. Wbiła we mnie swoje świdrujące oczy które teraz zapłonęły
czerwienią. Dreszcz przyszedł moje ciało na tą nagłą zmianę kolorów i, choć
chciałam, nie mogłam oderwać oczu od jej szkarłatnych tęczówek.
Nawet gdy
usłyszałam ciche trzaśnięcie drzwiami i głos Maxa nie mogłam na niego popatrzeć.
Czułam się jakby mój wzrok był w pułapce z której nie ma ucieczki. Po chwili
wszystko się rozmyło…
--------------------------------------
Nie wiem co tu napisać...
Nie wiem kiedy będzie następny rozdział...
W sumie to nic nie wiem.
Chociaż nie! Wiem że zostało jeszcze kilka rozdziałów do końca. Ta księga na pewno będzie krótsza niż poprzednia.
Czy wam też się wydaje że tutaj rozdziały są takie bardziej przemyślane? Lepsze niż w poprzedniej księdze?
Zapraszam do komentowania!
Wika
Rozdzial spoko, ale brakujemi mi gwen i gideona
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ale jednak uderza mnie brak Gideona i Gwendolyn. 😢😦
OdpowiedzUsuńFaktycznie można wyraźnie zauważyć że rozdziały stały się w sumie dokładnie przemyślane i to iż próbujesz dobrze wszystko opisać. Szczerze udaje ci się.
To chyba na tyle. Lecę do robienia zadania na projekty.
PS. Nie zapominaj o moim diamentu i kochanym rubinu.
PS. 2. Czekam na NEXT I mam nadzieje iż pojawi się jak najszybciej.