sobota, 26 września 2015

Epilog i koniec.

OMG!! OMG!! Nie wierzę! Dostałam zastrzyku weny i napisałam cały epilog!
Jest to chyba najdłuższy rozdział na tym blogu i mój najdłuższy Epilog!
Pozostaje wam tylko czytać!

Miłego czytania!!

Epilog
Alex

   Miną już miesiąc od tamtych „normalnych” dni. Chodzimy z Edmundem normalnie do szkoły. Po krótkim czasie od naszego pierwszego spotkania przekonał mnie że nie warto ukrywać swojej osobowości. Dlatego teraz jadę na rowerze do szkoły.
   Mam na sobie krótkie spodenki, luźną, lekko prześwitującą bluzkę z krótkim rękawem i, jak zwykle, białe trampki. Włosy mam przewiązane z przodu bandanką, dzięki czemu nie wpadają mi do oczu. Poprawiłam swoje przeciwsłoneczne okulary jadąc dalej.
   Skręciłam w ulice prowadzącą do szkoły i przestałam kręcić pedałami. Uwielbiałam przymykać oczy i czuć ten wiatr we włosach. Po chwili jednak musiałam otworzyć oczy bo wjechałam na parking szkolny. Przypięłam swój miętowy rower do stojaka i usiadłam na murku niedaleko. Byłam prawie półgodziny przed zajęciami ale nie martwiłam się tym. Wyjęłam książkę Cassandry Clare, mój nowy nabytek i zaczęłam czytać.
   Po jakimś czasie usłyszałam jak jedna z dziewczyn piszczy, od razu wiedziałam co to znaczy. Jakiś przystojniak przyjechał do szkoły.
   Zamknęłam książkę i schowałam ją do torby. Wstałam z zamiarem udania się do szkoły zanim zbiegnie się na parking tłum fanek. Ale coś przykuło moją uwagę.
   Motor. Bardzo znajomy motor. Dokładnie taki sam jaki oglądałam w piątek z Edmundem.
   Podeszłam kawałek bliżej i akurat wtedy kierowca tego cuda zdejmował kask. O MÓJ BOŻE.
   Edmund wyglądał jeszcze lepiej nić dwa dni temu (tak, aż tyle się nie widzieliśmy). Jego włosy sterczały we wszystkie strony a zielone oczy połyskiwały gdy zwrócił na mnie uwagę. Wziął, oczywiście czarny, plecak i ruszył w moją stronę. Większość dziewczyn jęknęła gdy zobaczyły kto to jest, wiedziały że Edi jest już zajęty.
   Uśmiechnęłam się Kidy złapał moją twarz w dłonie i delikatnie pocałował mnie w usta. Nie oczekiwał rewanżu, wiedziała to, ale nie mogłam się oprzeć i wpiłam się w jego usta zarzucając mu ręce na kark. Po chwili musieliśmy się odsunąć od siebie by nabrać powietrza, jedna dalej ciężko dyszeliśmy.
- Cześć, wilczku. – wyszeptał. Tylko on miał prawo mnie tak nazywać i jak na razie było to jego ulubione przezwisko.
- Hej, podróżniku. – nikt inny go tak nie nazywał i nie wiedział o co chodzi. To były takie nasze,  tylko nasze, przezwiska.
- Zabiorę cię później w jedno bardzo miłe miejsce. Wynagrodzę ci weekend. – powiedział. Rzeczywiście, w każdy weekend gdzieś razem wychodziliśmy ale teraz musiał coś załatwić.
- Wiesz, że nie… - nie dał mi dokończyć kolejnym pocałunkiem.
- Ale chce. – odpowiedział.
   Objął mnie i poprowadził w stronę szkoły zabierając moją torbę, zawsze tak robił.

J

   Już od kilku minut siedzieliśmy na kocu nad urwiskiem. Widok niezapomniany ale ja miałam lepszy. Edi siedział zaraz za mną a ja opierałam się o jego tors.
- Wiesz co? – zaczęłam mruknął coś sunąc po mojej szyi nosem, co mnie nadzwyczajnie rozpraszało – Lubię cię, bardzo. – niby już jesteśmy ze sobą dłuższy czas ale nigdy mu tego nie powiedziałam.
- Mmm… - znów tylko mruknął. Odwróciłam się do niego zdezorientowana. Tylko tyle? Nie powinien teraz powiedzieć czegoś  stylu: „Ja ciebie też.”? – Co? – zapytał zaskoczony.
- Nic… - mruknęłam wracając do poprzedniej pozycji, on jednak nie odpuścił.
- Co się stało? – nie odpowiedziałam – Powiedz mi. – poprosił.
- Ja… znaczy… chodzi o to że nie wiem czy ty mnie nawet lubisz. – wyszeptałam.
- Och… - tylko tyle.
- Wiem że… ja nie jestem tą która… - gwałtownie mi przerwał przewracając mnie na koc.
- Nigdy nie mów że nie jesteś dla mnie, nie zniosę tego. – powiedział przytrzymując moje nadgarstki nad głową – Nie lubię cię, to prawda.
   W tym momęcie moje serce złamało się na pół. Jak najszybciej wyszarpnęłam mu się i pobiegłam w stronę lasu. Po chwili obraz zaczął mi się zamazywać a pod nogami nagle wyrósł korzeń. Oczywiście musiałam się przewrócić i upaść na jakiś ostry kamyk który rozorał mi kolano.
- Alex! Alexa! Wilczku! – słyszałam jego wołanie ale moje serce jeszcze bardziej od tego bolało.
   Zaszlochałam chowając twarz w dłonie i kuląc się po drzewem. Chyba znalazł mnie po dźwięku ale wiem że po chwili znajdowałam się w bezpiecznych ramionach, jednak moja świadomość dalej mówiła że on nawet mnie nie lubi. Zaczęłam się wyrywać.
- Spokojnie. – syknął mocniej mnie obejmując, teraz zaczynam się już bać - Nie mogę powiedzieć że cię lubię… bo ja cię kocham. Nie wiem czy to głupie zauroczenie czy prawdziwa miłość ale wiem że bez ciebie sobie nie poradzę. – powiedział łamiącym się tonem -  Nie chciałem żeby to tak wyszło. – wyszeptał.
   I nagle wszystko zrozumiałam. Zachowałam się jak idiotka. O Boże! Jestem najbardziej popieprzoną dziewczyną na świecie!
- Ja też przepraszam, zachowałam się jak… - przyłożył palec do moich ust.
- Nie obrażaj najmądrzejszej i najładniejszej dziewczyny na świecie. – szepnął z uśmiechem, o jego humor już się poprawił – Chodź, musimy to przemyć.
   Zupełnie zapomniałam o piekącej ranie na kolanie! Edmund wziął mnie w stylu panny młodej i zaniósł do naszego „obozowiska”.

J

   Kilka miesięcy później, w weekend, postanowiłam odwiedzić państwa de Villiers i ich dzieci. Wprawdzie z Edim byłam umówiona na następny dzień ale już za nim tęskniłam.
   Zeszłam z roweru i wprowadziłam go przez furtkę. Zostawiłam go w tym samym miejscu co zawsze i udałam się  do drzwi. Po chwili zatrzymał mnie głos pani domu dochodzący z ogrodu:
- Te krzewy musisz posadzić pod płotem! Musisz najpierw wykopać tam dołki, Edi.
   Już wiedziałam gdzie szukać. Swoje kroki skierowałam do altanki niedaleko. Po drodze mijałam przeróżne kwiaty, jedne bardziej kolorowe, inne mniej. Gwendylon siedziała na ławce pod daszkiem i obserwowała zmagania swojego syna z łopatą.
- Alexa! – krzyknęła kiedy mnie zauważyła – Przepraszam że do ciebie nie wstanę… ale trochę mi ciężko. – wskazała z uśmiechem na swój, pokaźnych rozmiarów, brzuch.
- Nic nie szkodzi. – z uśmiechem skierowałam się w jej stronę. Przytuliłam ją delikatnie.
- Edmund jest tam, kochanie. – wskazała na chłopaka całego umorusanego ziemią, ale on jakby się tym nie przejmował i uśmiechał do mnie jak wariat. Podbiegłam do niego i wskoczyłam w jego ramiona.
- Wilczku, ja od rana babram się w ziemi, nie wiem czy mój kręgosłup przeżyje jeśli będziesz na mnie wisiała. – stękną an co od razu zeszłam z jego bioder i dałam powitalnego buziaka.
- Tęskniłam. – szepnęłam.
- Od wczoraj? – zaśmiał się ale po chwili dodał poważniej – Ja też. – złączył nasze usta.

J

   Już od godziny pomagam Edmundowi w ogrodzie, jego mama nadzoruje czy wszystko robimy tak ja ma być.
- Już jestem! – przerwał nam głos Gideona, naprawdę okazał się bardzo fajnym ojcem, trochę zastępował mi mojego.
- Tutaj! – krzyknęła Gwen podnosząc się. Nagle zgięła się wpół i syknęła z bólu.
   Wszyscy rzuciliśmy się w jej stronę ale to ja pierwsza ją złapałam. Po chwili przybiegł przerażony Gideon i zdezorientowany Edmund.
- Co się dzieje? – zapytał mój chłopak.
- Twoja matka rodzi, tępaku! – wrzasnęłam kiedy zobaczyłam stróżki płynące po nogach jego matki.
- O Boże. – wytrzeszczył oczy i zbladł.
- Tylko mi tu nie mdlej! – krzyknęłam przerażona gdy zobaczyłam jak jego oczy zachodzą mgłą, na szczęście się opanował. Przez tę chwilę Gideona zadzwonił do kogo trzeba było i kazał nam zaprowadzić jego żonę do samochodu.
   Zastosowaliśmy się do jego polecenia i Edmund usiadł na tylnym siedzeniu czarnego wozu razem z matką. Gwendylon już kilka razy krzyczała, nie wyobrażam sobie co musiała teraz czuć.
- O Matko! Przecież w domu jest Domi! – spanikował Edi – Muszę się nią zająć! – zaczął wysiadać z samochodu ale usadziłam go powrotem w miejscu.
- Ja się nią zajmę. Jedźcie! – zatrzasnęłam drzwi i poczekałam chwilę aż samochód odjedzie z podjazdu.

J

- Gdzie mama? – usłyszała cichy głosik.
- W szpitalu. – powiedziałam odwracając się.
   Stała tam młoda (Dominika – od Autorki) w piżamce i patrzyła na mnie wielkimi oczami.
- Spokojnie, nic się jej nie stało. – westchnęłam – Musiała tam pojechać żeby twój braciszek, albo siostrzyczka się urodził. – wzięłam ją za rękę i zaprowadziłam do salonu – Połóż się na kanapie i przykryj kocem, zaraz przyniosę przekąski i pooglądamy filmy. – uśmiechnęłam się co mała odwzajemniła i ochoczo wskoczyła pod koc.
   Jakie to dziecko słodkie kiedy jest chore.

J

   Jest już bardzo późno, mała zasnęła a ja dalej oglądam bajkę „Smerfy” i czekam na telefon od ukochanego. Ostatnim razem dzwonił żebym się wygadać i musiałam go pocieszać gdy dowiedział się że przy porodzie doszło do jakiś komplikacji. Martwię się.
   Położyłam głowę na oparciu kanapy i przymknęłam oczy. W tej samej chwili telefon zawibrował w mojej ręce. Natychmiast odebrałam.
- Halo? – mruknęłam zaspana.
- Mam drugą siostrę! – krzyknął uradowany Edmund – Jest taka słodka, żebyś ją widziała… zaraz wyślę ci zdjęcie! – po chwili widziałam zdjęcie maluszka zawiniętego w różowy kocyk.
- Jest prześliczna. – powiedziałam dalej zachwycając się zdjęciem – A jak się czuje twoja mama?
- Już wszystko dobrze, teraz nawet wykłóca się z lekarzami o to ile może czasu spędzać z dzieckiem. – zaśmiał się – A Domi? Nie sprawiała problemów? Powiedziałaś jej?
- Dominika właśnie śpi koło mnie, była grzeczna jak aniołek i tak, powiedziałam jej że pojechaliście do szpitala. –odpowiedziałam. Jeszcze chwilę rozmawialiśmy o neutralnych rzeczach.
- Wiesz co? – powiedział nagle Edmund.
- Co? – odpowiedziałam lekko ziewając.
- Też kiedyś będziemy mieć taką córkę. Wtedy będę strasznie dumnym i szczęśliwym ojcem. – zaśmiałam się.
- Nie trochę za wcześnie? – zapytałam na co prychnął.
- Zobaczysz, kiedyś ci się oświadczę, później weźmiemy ślub bez przepychu, taki jak chciałaś, i będziemy mieć gromadkę dzieci. – roześmiałam się.

J

   Minęły już trzy lata od narodzin małej Agnes, siostry Edmunda. Wszyscy są nią zafascynowani, ale nie zapominamy o Domi. Szczerze pokochałam ich wszystkich jak własną rodzinę. W sumie są nią do roku.
   Moja mama zginęła w wypadku, nie była wilkołakiem ani nieśmiertelną, miałam to po ojcu. Ale nie chcę sobie tego przypominać, teraz mam nową rodzinę. Rodzinę Ediego. I urodziny jego najmłodszej siostry!
   Miałam na sobie biały, koronkowy crop-top, krótkie spodenki i białe sandały. Na nadgarstku zapięłam bransoletkę którą dostałam już kiedyś od Gwendylon.
   Zeszłam na dół akurat w momęcie kiedy Edi wchodził do salonu z wielkim pakunkiem. Miał na sobie białą koszulę, dżinsy i zwykłe, czarne buty.
- Gdzie solenizantka? – zapytał.
- Edmund… - westchnęła jego matka – Przecież wiesz że jest w ogrodzie z Gideonem.
- Wiem, wiem. – zachichotał – Chciałem tylko tak zawołać.
- Och! – teraz mnie zauważyła – Ja pójdę do kuchni. – mrugnęła do niego i wyszła. Czy ja o czymś nie wiem?
- Cześć wilczku. – znów ten zniewalający chichot.
- Cześć podróżniku. – dałam mu całusa.
- Idziemy na dwór?
   …i nie czekając na moją odpowiedź pociągnął mnie do drzwi.

J

- Przygotowałem całą przemowę ale… tak jakby… zapomniałem… - westchnął zrezygnowany. Uklęknął przede mną na jedno kolano.
   Byliśmy na tej samej polanie na której dowiedziałam się ze jestem wilkołakiem. Dużo się nie zmieniła przez ostatnie trzy lata. Dalej ten sam szum strumyka…
- Zapytam w najprostszy sposób. – wyjął z kieszeni czarne pudełeczko – Zostaniesz moją zoną? – mówiąc otworzył pudełko.
   Zaniemówiłam… W środku był piękny, stary pierścionek. Był ze srebra z malutkimi kamyczkami.
- Ten pierścionek dostałem od babci gdy dowiedziała się że chce żebyś została moją żoną. – wytłumaczył – Więc? Zgodzisz się? – spytał niepewnie.
- Oczywiście… - wyszeptałam wyciągając rękę w jego stronę. Nałożył na nią pierścionek i lekko pocałował jej zewnętrzną stronę.
- Mam nadzieje że nic nie spieprzyłem. – wymamrotał wstając. Przyciągnął mnie do siebie i żarliwie pocałował - Kocham cię. – szepnął.
- Ja ciebie bardziej. – poklepałam go po policzku – Berek! – krzyknęłam zrywając się do biegu.
   Wiem, jestem dziecinna. Ale kto mi zabroni?

Edmund

   Jestem taki szczęśliwy! Właśnie obchodzimy miesięcznice naszego ślubu, mojego i Alex. Gdy dzisiaj rano się obudziłem Alexy już nie było w łóżku więc miałem czas przygotować wszystko.
   Myślę że romantyczna kąpiel, butelka szampana i my, będzie ok. Kończyłem wszystko przygotowywać kiedy usłyszałem trzask drzwi. Trochę za wcześnie ale spokojnie, poradzę sobie.
   Wyszedłem do kuchni (tak, mamy własny dom, prezent od rodziców na ślub) i zastałem tam Alex. Stała koło lady na której leżała jej torebka. Jej twarz rozświetlał piękny, szeroki uśmiech ale po policzkach spływały łzy.
- Co się stało? – natychmiast doskoczyłem do niej i przytuliłem do siebie.
- Ja… My… - pokręciła bezradnie głową – Będziemy mieli dziecko.
- WOW. – to jedyne co mogłem powiedzieć – To wspaniale. – dodałem po chwili.
- To dobrze że się cieszysz, na początku nie byłam pewna. – mruknęła wtulając się w moje ramiona.
- I dlatego płakałaś? – zapytałem.
- Nie, to były łzy szczęścia.
- Czekaj… Od kiedy ty…? – odsunąłem ją delikatnie, nie chciałem nic zrobić dziecku. Teraz wydawała się taka krucha, jakby jeden zbyt gwałtowny ruch mógł coś zrobić jej, albo dziecku.
- Pierwszy miesiąc. – uśmiechnęła się szerzej – Noc poślubna.
- Czyli wtedy kiedy pierwszy raz…? – pokiwała głową.
   Tak, dobrze zrozumieliście. Alex oddała mi się dopiero w noc poślubną, do ołtarza naprawdę szła czysta. Nie to że nie chciałem wcześniej ale ona nie była gotowa więc nie naciskałem.
- Kocham cię. – mruknąłem wtulając twarz w jej włosy.
- Ja ciebie bardziej. – odetchnęła w mój kark. Nagle spanikowałem.
- Wilczku, musisz usiąść. – poprowadziłem ją do krzesła i, prawie siłą, na nim usadziłem – Musisz teraz dużo leżeć, nie możesz się przemęczać. Ani mi się waż cokolwiek sprzątać, gotować albo… - przerwał mi jej chichot, mógłbym się teraz rozpłynąć ze szczęścia.
   Zaczynam nowe życie. Z rodziną. Z ukochaną. Z dzieckiem.

   O Boże! Będę teraz musiał o nią się jeszcze bardziej troszczyć!

===========================

No i jak? Chcecie mnie zabić?
No więc blog od teraz oficjalnie zakończony a ja zaczynam pisać na drugim!
Nienawidzę pożegnań więc się nie żegnam, mam nadzieje że jeszcze się spotkamy na innych blogach.
Tu mogę podać link do nowego bloga (na razie jest tam tylko powitanie i wstęp, rozdział pojawi się... nie wiem kiedy). No więc link:


Nie mam nic więcej do napisania...
Także dziękuje za każde wejście, komentarz i opinię!
Wika

1 komentarz:

  1. O boże.
    Jak tak można!?! Będę strasznie tęsknić za tym blogiem. EPILOG niesamowicie wzruszający. Naprawdę mistrzostwo.

    Na pewno się nie żegnam z tobą bo wiem ze natrafić na twoją zniewalającą twórczość.
    Do napisania.

    Paulina patrycja

    OdpowiedzUsuń